Kategorie
Różności

Ponad miesiąc od protestu na Szamotach. Co udało się zmienić?

W połowie maja wraz z mieszkańcami osiedla Ursus Szamoty udaliśmy się na spacer problemowy po okolicy. Zgłaszaliśmy problemy z bezpieczeństwem ruchu drogowego, brak chodników, wszechobecny brud i pył. Urzędnicy obiecali pochylić się nad problemem wraz z deweloperami. Co z tego wyszło?

Co się udało?

Pojawiły się brakujące chodniki – m.in. przy przejściu przez ulicę Herbu Oksza. Mam też wrażenie, że wykonawcy bardziej dbają obecnie o zapewnienie pieszym przejścia, choćby tymczasowego.

Jeszcze w maju musieliśmy iść tędy po ulicy, omijając TIRa.

Wymieniono oświetlenie na Posagu 7 Panien – pojawiły się nowe, ledowe oprawy SAVA.

Zaczęto wycinanie resztek bocznic kolejowych z Posagu 7 Panien – podobno już niedługo ich los podzielą pozostałe szyny.

Wyremontowano Gierdziejewskiego – remont co prawda nie poprawił bezpieczeństwa pieszych (choć na pewno pozytywnie wpłynie na nie doświetlenie przejść dla pieszych, nad którym obecnie pracuje Zarząd Dróg Miejskich), ale przynajmniej przyniósł równą nawierzchnię i nadzieję na dalsze zmiany. 

Zaczęło się regularne sprzątanie ulic na Szamotach – na ulicach co kilka dni widać zamiatarki (z osobnym pojemnikiem na brud, a nie tylko szczotkami zmiatającymi kurz na chodniki!) oraz polewaczki. Na Gierdziejewskiego, Posagu czy Dyrekcyjnej efekty są ewidentne – ciekawy jestem, jak Wy oceniacie jakość usług czyszczenia 😉

Uzupełniono brakującą zieleń przy inwestycji Centro Ursus – nie wiem, czy to efekt kolejnego etapu ciągnącego się jak spaghetti remontu Posagu 7 Panien, ale w porównaniu do maja widać, że poznikały klepiska i posadzono w ich miejsce nowe sadzonki.

Wydaje się, że ruch ciężki rozkłada się obecnie bardziej równomiernie – nie wiem, czy to tylko subiektywne odczucie, ale odnoszę wrażenie, że ciężarówki starają się unikać okolic zamieszkałych osiedli. Tutaj również chętnie poznam Wasze zdanie na ten temat.

Co się nie udało

Tymczasowe parkingi – wygląda na to, że do czasu budowy kolejnych ulic odchodzących od Posagu 7 Panien sytuacja z parkowaniem nadal będzie tak samo patologiczna. Podobnie z parkowaniem przy Bazarku w sobotę – bez wytyczenia dodatkowych legalnych miejsc i egzekwowania przepisów przez policję nie widzę szans na zmiany.

Dojście do stacji PKP Ursus – póki co nie widać możliwości na dogadanie się z deweloperami w tej sprawie. Jest to po części efekt uboczny większego ruchu ciężkiego na tzw. Odlewniczej – przejście przecinało by się z trasami ciężarówek, na co deweloperzy nie chcą dać zgody. 

Remont Gierdziejewskiego – dziś byliśmy (w dość kameralnym gronie) na społecznym odbiorze ul. Gierdziejewskiego i niestety, bez zmian w organizacji ruchu kwestia bezpieczeństwa na ulicy nadal wygląda źle.

Jeżeli jeszcze nie podpisałeś/aś petycji w sprawie bezpieczeństwa – proszę, zrób to teraz!!!

⬆️⬆️⬆️

Żeby przejść po chodniku, trzeba zjechać z wózkiem dziecięcym na jezdnię. W dodatku tuż za zakrętem.

Brak obniżonych krawężników, mega szerokie pasy ruchu, brak miejsc parkingowych i brak uspokojenia ruchu na skrzyżowaniu z Posagiem sprawia, że ulica pozostaje niebezpieczna dla pieszych. Szczęśliwie w ostatnim czasie nie doszło tu do żadnego poważnego wypadku z udziałem pieszego, ale biorąc pod uwagę coraz większą liczbę mieszkańców zamieszkujących okoliczne osiedla – lepiej dmuchać na zimne.

Chodniki przy Habicha – po stronie inwestycji Nexity nadal nie ma chodnika i nic nie zapowiada tego, aby prędko się pojawił. Przy zjazdach do garażu pojawiły się gdzieniegdzie potykacze z informacją o zakazie parkowania, ale poza tym nie widać, aby do czasu budowy ulicy coś miało ulec zmianie.

Co budzi kontrowersje

Część mieszkańców południowej części osiedla – szczególnie inwestycji Ursus Centralny – wyraziła swoje obawy przed nowymi planami dojazdów na place budowy. Aby zapobiec zbytniemu obciążeniu dojazdami jednej inwestycji, wystosowaliśmy po wypracowaniu wspólnego stanowiska pismo do Urzędu Dzielnicy w tej sprawie. Można się z nim zapoznać tutaj:

„Piszę do Państwa w imieniu mieszkańców osiedla Szamoty w związku z planowanymi zmianami ws. dojazdów do placów budowy. Na wstępie chcę wyrazić wdzięczność za osobiste zaangażowanie w tę sprawę. Cieszy zwłaszcza deklaracja ws. sprzątania ulic oraz włączenia deweloperów w kwestię bezpieczeństwa.

Rozumiem, że budowa Osiedla Szamoty to ogromne przedsięwzięcie zarówno dla władz dzielnicy Ursus jak i deweloperów. Zaś dla mieszkańców bloków już zasiedlonych szereg oczywistych niedogodności wynikających z prowadzonych prac budowlanych.

Wydaje się, że wszystkim stronom procesu inwestycyjnego powinno zależeć, aby Osiedle Szamoty było postrzegane:
i) jako nowoczesna i przyjazna dla mieszkańców części Warszawy, w której warto zamieszkać lub kupić mieszkanie
ii) jako Osiedle, które dzięki istniejącym planom miejscowym w nieodległej przyszłości zapewni przyszłym mieszkańcom dostęp do usług publicznych takich jak: edukacja, ochrona zdrowia, kultura. I tu z pewnością cieszą wysiłki podejmowane przez władze dzielnicy zmierzające do realizacji budowy ośrodka szkolnego przy ul. Hennela oraz nowej siedziby dla domu kultury
iii) jako Osiedle, w którym władze dzielnicy oraz deweloperzy kierując się dbałością o komfort i bezpieczeństwo mieszkańców podejmują wszelkie możliwe działania w celu minimalizacji negatywnych konsekwencji prowadzonych prac budowlanych.

W związku z powyższym proszę o wzięcie pod uwagę obaw mieszkańców południowej części osiedla, zwłaszcza oddanych do użytkowania nowych bloków przy ul. Silnikowej (inwestycja Unidevelopment) oraz ul. Taylora (inwestycja Ronson). Wstępny plan dojazdów przedstawiony przez deweloperów jest na tyle mało szczegółowy, że wywołuje obawy o przeciążenie ruchem ciężkim ul. Silnikowej.

Jako mieszkańcy stoimy na stanowisku, że dojazdy z budów powinny być jak najmniej uciążliwe dla mieszkańców już zamieszkałych bloków. A ciężki ruch budowlany powinien być kierowany możliwie blisko inwestycji realizowanych przez deweloperów w danym czasie. W naszej ocenie należy dążyć do w miarę równomiernego rozłożenia ruchu na osiedlu, bez kanalizowania ruchu ciężkiego pod oknami wybranych mieszkańców. W miarę możliwości należy wykorzystywać pozostałe po Zakładach Mechanicznych ulice, które obecnie są sporadycznie użytkowane przez pieszych.

W celu realizacji ww. celów oraz biorąc pod uwagę, że obecnie najwięcej budów jest realizowanych w otoczeniu ul. Odlewniczej [MPZP: 45KD-D], proponujemy:

a/ rozważenie możliwości przyspieszenia prac nad wytyczeniem wyjazdu z ul. Odlewniczej [MPZP: 45KD-D] w ul. Szamoty [MPZP 6KD-Z]. To rozwiązanie pozwoliłoby na stworzenie trzeciego wyjazdu z budowy przez tereny, które obecnie nie są zamieszkane
oraz
b/ rozważenie wykorzystania istniejącej infrastruktury drogowej i zapewnienie dojazdu od ul. P7P [MPZP 5KD-Z] przez ul. Przelotową [MPZP 8KD-L] do ul. Odlewniczej [MPZP: 45KD-D]
oraz
c/ rozważenie wyłączenie z ruchu ciężkiego skrzyżowania ul. Odlewniczej [MPZP: 45KD-D] i Gierdziejewskiego [MPZP: 8KD-L] – pozwoli to na uniknięcie sytuacji, w której mieszkańcy bloków przy ul. Taylora zostaną otoczeni ruchem ciężkim
oraz
d/ rozważenie wyznaczenia dojazdu do części budów lokalizowanych przy ul. Silnikowej od ulicy Gierdziejewskiego [MPZP: 8KD-L] przez ul. Silnikową [MPZP: 19KD-L] dalej ul. Strażacką [MPZP: 18KD-L] do ul. Odlewniczej [MPZP: 45KD-D]

Ww. rozwiązania zostały zobrazowane na załączonej mapce sytuacyjnej. Za celowe byłoby również zobowiązanie deweloperów do czytelnego oznaczenia preferowanych dróg dojazdu do ich budów. Ponieważ skuteczność nowych rozwiązań, które zostaną wypracowane w toku konsultacji pomiędzy władzami dzielnicy, deweloperami i mieszkańcami będzie zależna od powszechności ich stosowania przez kierowców.

Uważamy również, że w miarę oddawania do użytku nowych bloków należy regularnie aktualizować propozycję korytarzy dojazdowych do placów budowy. Na proces pozytywnie wpłynęłaby także transparentność – postulujemy urządzanie w interwałach co 6 miesięcy spotkań informacyjnych z mieszkańcami korzystając z dostępnej infrastruktury w postaci np. Ośrodka Kultury “Arsus” oraz “Portiernia” – dzięki takim spotkaniom mieszkańcy mogliby dowiedzieć się o postępach w budowie dróg. Pomogłoby to też rozwiać wątpliwości dot. bezpieczeństwa.

Apelujemy również o dalsze rozmowy z Zarządem Dróg Miejskich w Warszawie ws. bezpieczeństwa na ulicy Gierdziejewskiego – po remoncie ratunkowym przejścia dla pieszych oraz chodniki na tej ulicy nadal nie spełniają podstawowych standardów bezpieczeństwa. Uważamy, że im szybciej dojdzie do zmiany organizacji ruchu, tym lepiej dla wszystkich jego użytkowników – kierowcy będą cieszyć się większą płynnością dzięki wydzielonym pasom do skrętu, a piesi większym bezpieczeństwem dzięki wytyczeniu azyli na przejściach. Dodatkowe miejsca parkingowe pomogą z kolei rozładować nawracający problem z parkowaniem przy Bazarku Ursus.

Krzysztof Daukszewicz i członkowie grupy „Bezpieczeństwo na Szamotach”
Legenda: Konturami zaznaczone inwestycje zamieszkane, pełnym kolorem – na zaawansowanym etapie budowy, kropkami – w przygotowaniu.

Podsumowując…

Nie spodziewałem się, że zorganizowana “na szybko” akcja okaże się aż takim sukcesem. Obawiałem się wręcz, że wbrew deklaracjom nieprędko doczekamy jakichkolwiek zmian na Szamotach. Z drugiej strony nie należy oczywiście spoczywać na laurach i dalej pilnować urzędników i deweloperów – ale cieszy prosty fakt, że nagle Urząd Dzielnicy choć trochę sobie o Szamotach przypomniał. Presja ma sens!

PS. Szczególne podziękowania należą się p. Sławomirowi Cesarkowi z Wydziału Infrastruktury i Remontów Urzędu Dzielnicy, który bardzo poważnie podszedł do problemów okolicznych mieszkańców 🙂

Protest na Posagu 7 Panien z maja 2022 roku.
Kategorie
Różności

Partyzantka ogrodnicza – jak zacząć?

Załóżmy, że w twojej okolicy jest rozjeżdżone klepisko do którego nikt się nie przyznaje. Chcesz sprawić, aby z powrotem stało się bujnym zieleńcem. Jak zacząć? Czego unikać? Czy to w ogóle jest legalne? Zapraszam do lektury krótkiego przewodnika po podstawach partyzantki ogrodniczej.

Zobacz także: Jak tanio zmienić swoją okolicę? PRZED/PO

Kto jest właścicielem terenu?

Spróbuj ustalić, kto jest właścicielem klepiska. Nie ma sensu zbawiać świata na siłę, a nuż jeżeli zgłosisz teren do zarządcy (w Warszawie możesz to zrobić przez aplikację 19115) zostanie on zrekultywowany?

Warto też skorzystać z mapy gruntów oraz spytać okolicznych mieszkańców. Generalnie odradzam sadzenie na gruntach prywatnych – jest zdecydowanie najbardziej konfliktogenne i kontrowersyjne. 

Najbardziej do sadzenia nadają się grunty nieuregulowane oraz te, które zarządca ma gdzieś. Jeżeli nie dostaniesz żadnej odpowiedzi, albo dowiesz się, że miasto nie ma kasy i planów na rekultywację – nie ma co czekać, trzeba brać się do pracy.

Mierz siły na zamiary

Wiem, ten podpunkt brzmi banalnie, ale wbrew pozorom jest bardzo, bardzo ważny. Plany rekultywacji dużych klepisk wydają się być łatwe w realizacji, ale niekoniecznie musi tak być. Im dalej od domu znajduje się teren, którym będziesz się zajmować, tym więcej czasu stracisz aby tam dojść. 

Jeżeli do tego trzeba będzie dźwigać narzędzia albo podlewać sadzonki w czasie suszy, może się okazać, że entuzjazm szybko wyparuje, a po twojej pracy zostanie tylko rozgrzebane do połowy chwastowisko.

Ogródek sąsiedzki prowadzony przez sąsiadkę z ul. Zachariasza.
Ogródek sąsiedzki prowadzony przez sąsiadkę z ul. Zachariasza.

Zamiast tego proponuję wybrać kawałek ziemi blisko domu – ot tak, na próbę. Nie będzie wielkim obciążeniem nawet jeżeli trzeba będzie je od czasu do czasu podlać, nie będzie kosztować dużych pieniędzy.

Dzięki temu unikniesz też “podśmiechujków” ze strony hejterów albo nieprzychylnych sąsiadów. Nic nie robi gorszego wrażenia niż oddolna rekultywacja zieleń zakończona porzuceniem jej na pastwę chwastów, śmieci i psich kup. Pamiętaj – biorąc się za partyzantkę ogrodniczą bierzesz na siebie odpowiedzialność za kawałek przestrzeni wspólnej. 

Czego potrzebujesz?

Klepisko – zwłaszcza takie mocno zadeptane i rozjeżdżone – trzeba będzie porządnie przekopać. W zależności od tego, co jest w ziemi (czasem potrafi być pełna cegieł i gruzu) będzie potrzebna łopatka, szpadel albo w najgorszym przypadku kilof. 

Po przekopaniu ziemi, dobrze zmieszać ją z workiem ziemi kwiatowej albo kompostu. Około 20 litrów ziemi na każdy metr kwadratowy terenu to w miarę rozsądna domieszka. Ziemię tanio kupisz we wszystkich marketach budowlanych, a czasem także w dyskontach.

Oprócz tego przyda się konewka oraz materiały na ogrodzenie, o których wspomnę w kolejnym punkcie.

Jak bronić się przed mrocznym kosiarzem?

Najwięksi wrogowie twojego nowego zieleńca to koła samochodów oraz kosiarki. Niestety, nie ma co liczyć na dobrą wolę – bez chociażby tymczasowego ogrodzenia twoja praca pójdzie na marne. Na szczęście nie trzeba budować trwałych zasieków – większość ludzi całkowicie rozumie symbolikę ogrodzenia i nie zamierza go niszczyć.

Dobrym budżetowym rozwiązaniem jest zakup palików geodezyjnych. Można je bez kłopotu wbić w ziemię gumowym młotkiem. Jeżeli chcesz, żeby były widoczne z daleka i w nocy, możesz przykleić do niej taśmę odblaskową 3M albo zamocować ją za pomocą wszywek. Samo ogrodzenie można też połączyć np. grubym, żółtym sznurkiem.

Jeżeli chcemy, aby fragment zieleńca (np. drzewko, skupisko krzewów czy kwiaty) położony na trawniku nie został skoszony, zadbaj o to, aby przynajmniej symbolicznie je wygrodzić. Możesz też wbić obok tabliczkę z napisem “nie kosić”. Z tego powodu lepiej jest sadzić krzewy czy kwiaty w grupie – ekipom koszącym łatwiej jest rozpoznać takie skupisko i nie próbować skosić go “na pałę”.

Ogrodzenie można też budować z tzw. byle czego – jest to popularna zwłaszcza na warszawskiej Pradze praktyka. Płotki obecne w dzielnicy mają różne kształty, kolory i elementy konstrukcyjne – najważniejsze jest to, aby chroniły zieleń. Wszystko zależy więc od zasobności kieszeni oraz twoich wyborów estetycznych.

Co sadzić, żeby nie zbankrutować?

Jeżeli twoim celem jest szybka rekultywacja klepiska, kup szybko wschodzącą trawę, mieszankę nasion roślin miododajnych i mieszankę roślin poplonowych. Kupisz je bez problemu przez internet lub w dowolnym dużym sklepie budowlanym. Mieszankę w/w nasion wysiewasz do spulchnionego gruntu lub mieszasz z ziemią kwiatową, którą rozsypujesz na klepisku. 

Efekt wysiania mieszanki trawy i poplonu oraz posadzenia niewielkiego drzewka owocowego i kilku krzaków ligustru.

Uwaga – jeżeli zrobisz to w czasie suszy, efekty mogą być bardzo mizerne. Sprawdzaj prognozy pogody i celuj w kilka(naście) deszczowych dni. Jeżeli nie możesz czekać, będziesz musiał biegać z konewką. Na solidny wzrost roślin możesz liczyć od kwietnia do września. Sianie od października do marca raczej nie ma sensu – można wtedy za to sadzić drzewa, krzewy i byliny (pod warunkiem, że temperatury przekraczają 0 stopni i jest dość wilgotno).

Krzewy i drzewa zazwyczaj zamawiam z internetu albo przesadzam je gdy gleba jest wilgotna a rośliny pozbawione są liści. Dobrą, tanią rośliną pozwalającą na osiągnięcie szybkich efektów są ligustry – ich sadzonki kosztują 1-2 zł, szybko rosną, przyjmują się w każdej glebie i dobrze wyglądają przez większą część roku.

Dobrze na klepiskach przyjmują się też niektóre zioła, np. mięta. Można też eksperymentować z bylinami – zarówno cebulkami kwiatów wiosennych jak i roślinami takimi jak irysy, juka karolińska czy hosta. Wszystkie pięknie prezentują się latem, choć zimą tylko juka jako-tako zadaje szyku.

Możesz też śmiało sadzić do gruntu cebule czy ziemniaki – te ostatnie są tanie jak barszcz, łatwe w sadzeniu a do tego mają bardzo ładne liście 😉

Jak stworzyć zieloną ścianę?

Chcesz pokryć zieloną ścianą ogrodzenie ze szczebelkami? Kup przez internet nasiona wilca purpurowego. Ja wysiewam je dopiero późnym majem. Jeżeli jest regularnie podlewany w czasie pierwszego miesiąca wilec rośnie bardzo szybko i szczelnie pokrywa ogrodzenia. Niestety, to roślina jednoroczna – ale zostawia po sobie bardzo wiele nasion na przyszły rok.

Wilec potrzebuje podpór aby się wspinać, więc nie porośnie muru sam z siebie. Za to świetnie radzi sobie z ogrodzeniami.

Ciekawy efekt może dać także sadzenie „trzech sióstr” – czyli fasoli, dyni i kukurydzy, które będą wzajemnie wspierać się, pnąć do góry i jednocześnie pozytywnie działać na glebę (rośliny strączkowe świetnie wiążą w niej niezbędny do wzrostu roślin azot).

Wilec purpurowy w akcji.

Inny pomysł na zieloną ścianę to winobluszcz pięciolistkowy – szybko rosnące pnącze o niskich wymaganiach glebowych. Można kupić sadzonki lub urwać zielone końcówki i ukorzenić w wodzie, a następnie przesadzić do ziemi i obficie podlewać. Uwaga – jak już się przyjmie, rośnie jak szalone! Nie należy go też sadzić przy strumieniach, rzekach, kanałach czy innych ciekach wodnych – tam jest szczególnie szkodliwy i inwazyjny. Lepiej, aby pozostawał przy murach, do których zresztą świetnie się przyczepia.

Trzecią, najbardziej bezpieczną ale też najwolniejszą opcją jest zakup sadzonek bluszczu. Bluszcz jest zimozielony i świetnie pnie się zarówno po płotach jak i murach, ale przyrasta tylko o ok. metr rocznie, więc nie ma co liczyć na szybkie efekty. Jest też dobrą rośliną okrywową, płożącą po ziemi nawet pod gęstymi koronami drzew.

Czego absolutnie nigdy nie sadzić?

Pamiętaj, że nie wszystko co szybko rośnie jest twoim przyjacielem. Unikaj za wszelką cenę groźnych roślin inwazyjnych, które niszczą rodzime ekosystemy. O ile np. robinie akacjowe, klony jesionolistne czy winobluszcz pięciolistkowy w mieście nie są zawsze traktowane jak niechciani intruzi, są rośliny, których trzeba unikać zawsze i wszędzie.

Wszelkie rodzaje rdestowców, barszczy, nawłoci i niecierpków powinny być na naszej czarnej liście. 

Czy to aby na pewno legalne?

Z wyłączeniem gruntów prywatnych? Jasne. To zadaniem samorządów jest utrzymywanie w porządku naszych wspólnych przestrzeni i dbałość o zieleń. Samorząd to jednostka utrzymywana z naszych podatków. Jeżeli nie wywiązuje się ze swoich obowiązków, mamy pełne prawo ją w tym zakresie wyręczać, a opłacany z naszej kieszeni urzędnik powinien nam w tym pomagać.

Partyzantka ogrodnicza nie niszczy terenu, lecz podnosi jego wartość. Nie trzeba zdobywać na nią pozwoleń, a wszelkie gadanie zadufanych w sobie wiceburmistrzów o legalizmie czy konieczności konsultowania z nimi każdej rośliny to takie tam smutne pitolenie i skrajny biurokratyzm, którego nie warto słuchać, a już tym bardziej poważać.

Nie sadź roślin inwazyjnych, szanuj swoje otoczenie, staraj się dogadywać z sąsiadami i urzędnikami. Nikt nie może Tobie tego zabronić – i tego nie zrobi 😉

Z mojego doświadczenia wynika też, że zdecydowana większość sąsiadów patrzy na dzikich ogrodników przychylnym okiem – raz tylko miałem scysję o likwidację „naturalnego miejsca parkingowego” na rozjeżdżonym trawniku.

Skąd czerpać wiedzę?

Z całego serca polecam profil Miejska Partyzantka Ogrodnicza – Witek Szwedkowski ma ogromną wiedzę o zieleni miejskiej – zwłaszcza tej sadzonej “na dziko” 😉 –  i chętnie się nią dzieli.

Blog Bez Ogródek – prowadzony przez Łukasza Skopa blog jest co prawda nakierowany raczej na tradycyjnych ogrodników, ale nic nie stoi na przeszkodzie aby korzystać z jego rad także po partyzancku.

Inspekty – Katarzyna Basiewicz i Dominika Krzych robią masę dobrej roboty i radzą nie tylko w sprawach ogrodowych.

Ogród Przydomowy blog Małgorzaty Chrabąszcz na którym dzieli się cennymi poradami odnośnie budżetowego urządzania ogrodu koło domu.

Książka “Wielka Księga Ogrodnika i Działkowca” – tradycyjnie podana solidna porcja wiedzy o tym, co w trawie (i nie tylko) piszczy. Egzemplarze można wyłapać nawet za ~30 zł i jest to kwota, którą zdecydowanie warto wydać.

Internet jest pełen dobrych źródeł. Trzeba zatem szukać, odświeżać umysł, dużo czytać i być kurcze jak brzytwa 😉

Kategorie
Ursus

Ursus 3. od końca w rankingu zieleni. Jak możemy to zmienić?

Według najnowszego rankingu zielonych dzielnic przygotowanego przez portal Otodom Ursus należy do 3 najmniej zielonych dzielnic stolicy. Czy ta ocena jest uzasadniona i jak można poprawić wynik dzielnicy?

Otodom to jeden z największych portali nieruchomościowych w kraju. Niedawno firma opublikowała nowy ranking dzielnic największych miast Polski – tym razem skupiony wyłącznie na zieleni miejskiej. To nie przypadek. Według badaczy z SWPS Innowacje, pandemia mocno wpłynęła na nasze postrzeganie zielonej infrastruktury – okazało się, że bliskość lasu, parku czy własny ogród to jedne z najważniejszych kryteriów przy szukaniu nowego miejsca zamieszkania.

Jakie były kryteria?

Badacze wykorzystali 3 wskaźniki ilościowe (pokrycie koronami drzew, wskaźnik roślinności, wskaźnik dostępu do zieleni), 1 wskaźnik sumaryczny (średnia z 3 poprzednich) i 1 ilościowy (gdzie respondenci subiektywnie oceniali dzielnice). Szczegóły dotyczące budowy wskaźników znajdziesz na stronach 10-14 raportu – link znajduje się tutaj.

Według wskaźnika sumarycznego, Ursus znalazł się na 3. miejscu od końca. Jaki jest powód tego stanu? Najważniejszym czynnikiem wpływającym na niskie wyniki pokrycia koronami drzew oraz wskaźnika roślinności jest niewątpliwie nowa zabudowa na Szamotach – działki budowlane zostały w dużej mierze wyczyszczone z roślinności (której ze względu na ogromne rozmiary Zakładów Mechanicznych nie było zresztą tak dużo).

Nie byłoby jednak tak źle, gdyby w Ursusie było więcej parków i skwerów. Ich brak jest szczególnie odczuwalny na południowych Skoroszach – znajduje się tam najwięcej w Ursusie budynków mieszkalnych oddalonych od terenów zieleni miejskiej o więcej niż 15 minut spacerem.

Co ciekawe, Ursus wypada dobrze w badaniu ankietowym – dzielnica lokuje się w nim w warszawskiej średniej. Nie powinno to dziwić – większość mieszkańców mieszka na terenach już zabudowanych, z dostępem do parków i zieleni przyulicznej. Zieloną enklawą jest zdecydowanie Niedźwiadek, jak większość PRLowskich blokowisk wręcz tonący w zieleni. Podobnie zielono prezentują się pełne przydomowych ogródków Gołąbki. Bujną roślinnością zachwyca także stary Ursus, zwłaszcza okolice placu Tysiąclecia.

Dobrze prezentują się parki i skwery – park Hassów, park Czechowicki, park Achera i Eko Park choć wielkościowo nie należą do stołecznej czołówki, są zadbane i atrakcyjne dla mieszkańców. Niestety, każdy z tych parków jest dość oddalony od nowych osiedli na Skoroszach, gdzie największe tereny zielone znajdują się w rękach prywatnych i nie są ogólnodostępne dla mieszkańców.

Jak poprawić wynik dzielnicy?

Największy wpływ na przyszłą lokatę Ursusa będzie miała zdecydowanie zabudowa Szamotów. Dzięki temu, że dla obszaru przyjęto Miejscowy Plan Zagospodarowania Przestrzennego zakładający duży udział powierzchni biologicznie czynnej, w miarę budowy nowych ulic i osiedli zieleni będzie przybywać, a wielka szara plama po Zakładach Mechanicznych w końcu zniknie z mapy.

Proces ten mogłoby znacząco przyspieszyć poszerzenie Eko Parku, o którym pisałem już we wcześniejszym artykule – niestety, póki co jego los jest zależny od kosztownej przebudowy ulicy Gierdziejewskiego. Warto pisać o niej do miejskich radnych – to od Rady Warszawy zależy, czy inwestycja będzie miała finansowanie.

Dostęp do terenów zieleni zwiększyłoby także oddanie do użytku miejskich placów i skwerów zapisanych w planie, mianowicie:

  • Skweru na rogu Dyrekcyjnej i Herbu Oksza;
  • Placu między ul. Taylora i Habicha;
  • Placu między ulicami Herbu Oksza, Habicha i Silnikową.

Niestety jak dotąd, odpowiedzi urzędu na temat postępu przekazywania terenów pod te prace przez deweloperów były bardzo enigmatyczne. Nie wiadomo, czy Urząd Dzielnicy będzie musiał je wykupić, czy zostaną przekazane miastu nieodpłatnie. Nie wiemy także na kogo spadnie ciężar ich urządzenia. Można domniemywać, że jako pierwszy powstanie plac między ul. Taylora i Habicha, będący zakończeniem ulicy Odlewniczej, ale póki co nie dostałem pisemnego potwierdzenia tej informacji.

Niezbędne są też inwestycje w zieloną infrastrukturę na Skoroszach – nie ma wątpliwości, że jeden, maleńki skwer z Budżetu Obywatelskiego to znacząco za mało jak na potrzeby tego gęsto zabudowanego osiedla. Wśród propozycji przesyłanych przez mieszkańców znalazł się teren w bezpośrednim otoczeniu CH Skorosze – niestety, Urząd Dzielnicy nie jest jego właścicielem i urzędnikom nie pali się do jego wykupienia. Podobnie jest z sąsiadującym z ul. Henryka Brodatego terenem przy trasie ekspresowej.

Ten brak działań stoi w jawnej sprzeczności z miejskimi dokumentami, m.in. strategią Warszawa 2030 – wysłałem w tej sprawie zapytanie do Prezydenta m. st. Warszawy oraz Zarządu Zieleni. Choć zdaję sobie sprawę z tego, że budżetowo czasy nie są łatwe, przydałby się przynajmniej plan na to, w jaki sposób zazieleniać miasto – obecnie, przy braku koordynacji dzielnic oraz jednostek centralnych wskaźnik 5 m² zieleni urządzonej na głowę mieszkańca to wyłącznie pobożne życzenie.

Ostatnim sposobem na poprawienie pokrycia zielenią dzielnicy jest tworzenie nowych tzw. parków kieszonkowych oraz zazielenianie miejsc, w których asfaltu i betonu jest za dużo. Do tych celów dobrze sprawdza się Budżet Obywatelski, ale i władze dzielnicy łatwiej jest nakłonić do punktowych, stosunkowo niedrogich inwestycji w zieleń.

Podsumowanie

Choć wynik Ursusa nie zachwyca, w ciągu najbliższych kilku lat powinien wzrosnąć do średniej warszawskiej. Tereny dawnych Zakładów Mechanicznych mają zapisane w planie zagospodarowania przyzwoite pokrycie zielenią – ze szpalerami drzew przy ulicach, placami i skwerami, dużymi i zielonymi podwórkami oraz (potencjalnie) największym parkiem w dzielnicy – teraz trzeba tylko czekać na realizację tych planów.

Największym problemem pozostaje zieleń na południowych Skoroszach – jest to jeden z problemów, który przez brak planu zagospodarowania dla osiedla będzie się tylko powiększał. Jeżeli dzielnica nie zajmie się nim w najbliższym czasie, może się okazać, że wolnego terenu na zieleń miejską po prostu tam nie będzie. Mam nadzieję, że nie to jest celem władz dzielnicy!

Kategorie
Ursus

Ursus Szamoty – Aktualności – Marzec 2022

Będzie remont ulicy Gierdziejewskiego! Choć na przebudowę i zmianę przebiegu ulicy pewnie przyjdzie nam jeszcze poczekać, ZDM potwierdził, że ulica pojawiła się w planach remontowych na 2022 rok. Do remontu pójdzie odcinek od ul. Konotopskiej do ul. Lalki, czyli w zasadzie cała ulica.

Zakres remontu obejmie wymianę nawierzchni, zwiększenie bezpieczeństwa ruchu drogowego poprzez wytyczenie zatok postojowych, miejsc do parkowania równoległego czy brukowanych azyli dla pieszych. Ponadto na skrzyżowaniu Gierdziejewskiego, Czerwonej Drogi i Posagu 7 Panien pojawi się sygnalizacja świetlna (ma za nią zapłacić inwestor zewnętrzny).

Póki co trwają prace projektowe, więc docelowe rozwiązania nie są jeszcze znane, ale będę co jakiś czas dopominał się o projekt w ZDM.

Cieszy, że po latach skarg władze dzielnicy wreszcie dogadały ten niezbędny Szamotom i Niedźwiadkowi remont z miastem. Serdecznie dziękuję za informację o planowanym remoncie p. radnej Annie Lewandowskiej!

Nie oznacza to, że w sprawie bezpieczeństwa na Szamotach Urząd Dzielnicy może spocząć na laurach. W połowie kwietnia napiszę trochę więcej o planowanej wycieczce po okolicy, za której pomocą będziemy próbowali wraz z sąsiadami zwrócić uwagę na najbardziej niewygodne i niebezpieczne miejsca na osiedlu.

Pozostałe aktualizacje

  • Niestety, #niedasie wytyczyć na czas budów korytarza dojazdowego z płyt betonowych szlakiem przyszłych ulic Silnikowej czy Odlewniczej, ponieważ są one nadal własnością prywatną, a poza tym musi być zapewniony dojazd ciężarówek do placu budowy ośrodka szkolno-przedszkolnego na Hennela. Tym samym (póki co) nici z odciążenia Dyrekcyjnej, Posagu 7 Panien czy Habicha. Dlaczego nie można w tej sprawie porozumieć się z deweloperami? Nie wiadomo. Będę jeszcze drążył temat.
  • Bezpieczeństwo i parkowanie na Herbu Oksza – słupków na przejściach nie będzie dopóki droga nie zostanie odebrana przez Urząd Dzielnicy, przejść formalnie wytyczonych nie ma, pozostaje nam Straż Miejska, która także na prywatnej posesji niezbyt chętnie bierze się do roboty. Trudno mi uwierzyć, że nic nie da się z tym zrobić.
  • Skwery na Szamotach (m.in. przy Odlewniczej, Silnikowej i Dyrekcyjnej) mają zostać najpierw zagospodarowane przez podmioty prywatne, a potem przekazane dzielnicy. Niestety, Urząd nie podaje żadnych dat, także pozostaje pytać dalej 😉
  • Firmy Equilis i Murapol – póki co nie wiadomo, jaki będzie ich wkład w infrastrukturę osiedla, ale rozmowy z przedstawicielami deweloperów trwają.
  • Chodniki i przejścia tymczasowe na terenie Szamotów pozostają podobno kwestią otwartą – o ile mieszkańcy wskażą lokalizacje, w których są one potrzebne. Jeżeli masz pomysł, podziel się z nim w komentarzach na Facebooku – prześlę „paczkę” w kolejnym zapytaniu do Urzędu Dzielnicy.

Co słychać po drugiej stronie torów?

Na Skoroszach póki co nie ma co liczyć na nową zieleń poza planowanym skwerem z Budżetu Obywatelskiego, który powstanie przy świeżo wybudowanym żłobku przy ul. Dzieci Warszawy 22. Skwer znajdzie się tutaj:

Lepszy rydz niż nic, ale Skoroszom przydałoby się nieco więcej niż dodatkowe 0,16 ha zieleni urządzonej. Niestety, urząd przyznaje nie ma w swoim władaniu działek pod skwery.

Wygląda to na niedociągnięcie systemowe – Zieleń Warszawska tworzy strategię, nie zapewniając dzielnicom środków na jej realizację. Niebawem wyślę w tej sprawie kilka wniosków o informację publiczną. Zobaczymy, czego się dowiemy.

Kategorie
Różności

Co to jest przeskalowana infrastruktura?

Czytając o mieście często możemy spotkać się ze sformułowaniem “przeskalowanej infrastruktury”. W niniejszym tekście postaram się naprędce przybliżyć, skąd bierze się przeskalowana infrastruktura, dlaczego jest dla miasta niekorzystna i co można z nią zrobić.

Dlaczego wszystkie drogi nie mają pięciu pasów ruchu?

Odpowiedź na to pytanie wydaje się być intuicyjnie wręcz prosta. Na lokalnych, osiedlowych ulicach pięć pasów ruchu nigdy nie miałoby okazji zapełnić się pojazdami, kosztując przy tym koszmarnie dużo pieniędzy i zajmując ogromne połacie przestrzeni.

Podobnie rzecz miewa się w przypadku np. szerokości ulic. Nie bez powodu są one obecnie ustandaryzowane i np. w przypadku drogi głównej (klasy “G”) wynoszą dokładnie 3,5 metra szerokości na pas ruchu.

Ustawodawca (dzięki pomocy inżynierów) ocenił, że właśnie taka szerokość pozwala na bezpieczne minięcie się nawet bardzo szerokim pojazdom, jak również zjechać zepsutym autom do krawędzi jezdni nadal zachowując możliwość przejazdu ulicą.

A co, jeżeli będą mijać się autobusy / śmieciarki / karetki / straż pożarna?

Nic. 3,5 metra całkowicie wystarczy na każdą z tych sytuacji.

A co, jeżeli samochód się zepsuje?

Nic, 3,5 metra nadal wystarczy. Po drugiej stronie jest przecież drugie 3,5 metra.

A co, jeżeli zepsują się dwa samochody?

Nadal zostanie ok. 3 metrów luzu.

A co, jeżeli zepsują się dwie śmieciarki / autobusy / wozy strażackie?

A jak często się to zdarza?

Opłacalność, głupcze

Oczywiście każdą ulicę możemy budować “z zapasem”, np. na jednoczesną awarię ośmiu tirów albo awaryjne lądowanie Boeinga 737. Jest to technicznie możliwe, można też uzyskać odstępstwo od ministerstwa infrastruktury aby nam na to pozwoliło.

Pytanie tylko, kto za to wszystko zapłaci. Budowa infrastruktury jest kosztowna, a inżynieria to trudna sztuka balansowania tego, co jest wystarczające i tego, co jest opłacalne. Budowa wiaduktu, który utrzyma pojazdy 10 razy cięższe od ciężarówki jest możliwa, ale nieopłacalna. Z kolei budowa wiaduktu, który zawali się pod ciężarówką jest może i tania, ale z oczywistych względów niewystarczająca. 

Z tego powodu budowanie ulic z pasami ruchu po 5 metrów szerokości najzwyczajniej nie ma sensu. Nie dają one większej przepustowości drogi, natomiast taka półtorametrowa “rezerwa” zachęca do wyprzedzania, co negatywnie odbija się na bezpieczeństwie pieszych.

Poza tym 1,5 metra więcej to zauważalnie większe koszty. Każdy, kto robił remont mieszkania wie, jak rzekomo niewielka zmiana wielkości pomieszczenia przekłada się na wzrost powierzchni (np. do wyłożenia glazurą). W przypadku jednopasmowej ulicy o długości 0,5 kilometra zmiana szerokości pasów ruchu z 3,5 do 5 metrów oznacza 3000 m² powierzchni utwardzonej więcej (a co za tym idzie więcej asfaltu, żwiru, piasku, robocizny itd).

Podobnie wygląda to w przypadku chodników czy dróg dla rowerów. Jasne, w reprezentacyjnych miejscach zdarza się, że budujemy chodniki szersze niż trzeba – np. ze względów urbanistycznych. Ale zazwyczaj najbardziej opłacalne jest dopasować ich szerokość do oczekiwanego ruchu pieszych czy rowerzystów.

Oprócz kosztów materiałów, inżynierowie muszą wziąć pod uwagę także koszty eksploatacji (w tym utrzymania i czyszczenia) oraz koszty ekologiczne. Te ostatnie bywają niebanalne – nieprzepuszczalna powierzchnia wiąże się z lokalnymi podtopieniami, zwiększoną erozją oraz zwiększonym zanieczyszczeniem wód i strumieni. Z tego powodu współcześni fachowcy starają się unikać szczelnego betonowania każdej powierzchni płaskiej, na którą trafią.

Skąd bierze się przeskalowana infrastruktura?

W zdecydowanej większości jest to spadek po PRLu. Szerokie ulice były oczkiem w głowie decydentów, a gospodarka planowa nie przejmowała się takimi szczegółami jak opłacalność inwestycji. Budowano szeroko, choć z materiałów marnej jakości, i nie przejmowano się bezpieczeństwem.

Część ulic, których szerokość nie pasuje do otoczenia niegdyś obsługiwało zakłady przemysłowe (jak ul. Gierdziejewskiego w Ursusie czy Żupnicza na Kamionku) i część ich logistyki. Obecnie, będąc otoczone osiedlami, marnują przestrzeń i stanowią zagrożenie dla bezpieczeństwa ruchu.

Miejskie legendy głoszą, że wybetonowane warszawskie ronda (których z roku na rok jest coraz mniej, ale każdy pamięta jak kiedyś wyglądało rondo Dmowskiego oraz jak obecnie wygląda rondo de Gaulle’a) zawdzięczają swój brak zieleni i temu, żeby Wojsku Ludowemu i ZOMO łatwiej było blokować skrzyżowania w razie protestów. Czy to prawda? Nie wiem. Wyraźne jest jednak, że żadnej innej funkcji nie pełnią.

Mimo standardów, obecnie również zdarzają się przykłady przeskalowania infrastruktury, choć zazwyczaj na dużo mniejszą skalę niż “za komuny”. Lokalnym przykładem z Pragi-Północ jest wlot ul. Objazdowej w Kijowską, gdzie lokalna uliczka z ograniczeniem do 30 km/h i szkołą nagle zmienia się w czteropasmową ulicę. 

Czy kiedykolwiek będzie przenosiła taki ruch, aby potrzebne były po dwa pasy w każdym kierunku? Nawet po ukończeniu zabudowy “Drucianki” wydaje się być to mało prawdopodobne. Na szczęście to skrzyżowanie z sygnalizacją świetlną, ale i tak zależność jest prosta – im mniej pasów ruchu do pokonania na skrzyżowaniu przez pieszego, tym bezpieczniej.

Co robić z przeskalowaną infrastrukturą?

Po pierwsze – nie budować jej. W tym robimy się z roku na rok coraz lepsi.

Po drugie – poprawiać ją. Na szczęście organizacja ruchu na szerokim pasie asfaltu może być zmieniana bez ponoszenia ogromnych kosztów kompleksowej przebudowy. Przykładem dobrych praktyk jest ul. Pawińskiego na Ochocie. Kiedyś jej przekrój prezentował się następująco:

Ilustracja wygenerowana w programie Streetmix. Auto parkujące na chodniku musiałem wkleić sam w programie graficznym – autorzy nie uwzględnili naszej polskiej specjalności.

Obecnie wygląda tak. Ta sama przepustowość, większe bezpieczeństwo i wyższa funkcjonalność.

Co prawda obecnie to chodnik wydaje się być przeskalowany, ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby w kolejnych latach wykroić z niego pas zielonej infrastruktury (tak, zieleń to też część infrastruktury miejskiej!) i zorganizować ulicę w następujący sposób:

Podsumowanie

Przeskalowana infrastruktura to infrastruktura nie dopasowana do potrzeb, które będzie realizować. Jest nieekonomiczna i nieekologiczna, a w przypadku dróg stanowi często zagrożenie dla bezpieczeństwa pieszych. Na szczęście obecnie budujemy według dość sztywnych standardów, mających na celu lepsze wykorzystanie przestrzeni oraz bardziej ekonomiczne wykorzystanie miejskich zasobów.

W przypadku starej przeskalowanej infrastruktury, możemy “po kosztach” sprawiać by była bezpieczniejsza i dostosowywać ją do obecnych standardów. Jest to bezpieczne, wygodne i opłacalne. Nie ufajcie populistycznym radnym piszącym, że “żadne zwężenie dróg nie prowadzi do niczego dobrego”. W większości przypadków przeznaczenie zbędnych hektarów asfaltu pod parking czy teren zielony to dla miasta i mieszkańców same korzyści. 

Inżynierowie wiedzą lepiej. To też ludzie i także popełniają błędy, ale mimo tego warto im zaufać. Jestem święcie przekonany, że laicy popełniają zdecydowanie więcej błędów 😉

PS. Ogólnie dobrą praktyką jest nie wierzyć ludziom, którzy używają dużych kwantyfikatorów – „żadne zwężenie”, „każda zmiana”, „wszyscy ci ludzie”. Rzeczywistość rzadko jest taka prostacka, tak więc z dużym prawdopodobieństwem kłamią.

PS2. Napisałem zapytanie do rzecznika Państwowej Straży Pożarnej w sprawie tego, co najczęściej przeszkadza w interwencjach. Niebawem przekonamy się, czy faktycznie ulice o szerokości 3,5 metra i słupki są taką zmorą warszawiaków, jak piszą co niektórzy 😉

Kategorie
Ursus

Czas na nowe parki dla mieszkańców Ursusa

Według opracowanego w 2021 roku na zlecenie stołecznego Ratusza raportu, w Ursusie na głowę mieszkańca przypada 2,88 m² zieleni urządzonej – to jeden z gorszych wyników w mieście. Celem miasta jest, aby w każdej dzielnicy było to 6 m². Mimo tego, władze nie palą się do stworzenia nowych parków na Szamotach i Skoroszach.

Raport opracowali urzędnicy z Miejskiej Pracowni Planowania Przestrzennego i Strategii Rozwoju w ramach przygotowań do prac nad nowym studium zagospodarowania miasta. Jak pisała w marcu 2021 roku “Stołeczna”:

Na jednej z map zaznaczono, które warszawskie osiedla mają do terenów zieleni urządzonej nie dalej niż 500 m, które mają do 1,2 km (to dystans, który można przejść w kwadrans), a które mają do zieleni dalej niż 1,2 km. Okazuje się, że jedna piąta warszawiaków mieszka tam, gdzie standard parku oddalonego o kwadrans nie jest spełniony.

„Czerwone strefy” i ogólny udział zieleni w dzielnicach (fot. Gazeta Wyborcza).

Szczęśliwie dla mieszkańców Ursusa, w dzielnicy nie ma wiele takich miejsc – znajdują się głównie na południowej rubieży Skoroszy. Niemniej jednak problem istnieje i warto potraktować go poważnie.

Kiedy park na Skoroszach?

Pomysł stworzenia parku na Skoroszach pojawił się w 2018 roku w Budżecie Obywatelskim. Niestety, został oceniony negatywnie zanim mógł zostać poddany pod głosowanie. Powód? Teren, który chciano zmienić w park znajduje się w rękach prywatnych, a cena jego wykupu wynosiła wtedy ponad 8 milionów złotych, co znacząco przekraczyło dostępny dla projektu dzielnicowego budżet.

Nie ma jednak co się oszukiwać – park Skoroszom jest zwyczajnie potrzebny. Dotychczas było to najszybciej rosnące osiedle dzielnicy, tymczasem infrastruktura społeczna i rekreacyjna niekoniecznie nadążała za tym wzrostem. Dostępnych terenów niedaleko C.H. Skorosze jest całkiem sporo – około 3 ha.

Jeżeli Ratusz m. st. Warszawy traktuje tworzone przez siebie plany i strategie poważnie, powinien przynajmniej przedyskutować z władzami dzielnicy możliwość stworzenia parku na Skoroszach. Ceny gruntów w okolicy będą wyłącznie rosły, więc odkładanie zakupu w czasie to kiepski pomysł.

Tymczasem powstanie parku sprawiłoby, że z dzielnicy zniknęłyby praktycznie “czerwone strefy” oddalone od zieleni urządzonej o ponad 15 minut i dały mieszkańcom osiedli na Skoroszach miejsce do odpoczynku.

Eko Park 2.0 

Szamoty i Niedźwiadek zyskały w 2019 roku “pierwszy ekologiczny park w Warszawie”, czyli Eko Park znajdujący się przy ulicach Czerwona Droga i Gierdziejewskiego. Zajmujący 5,5 ha park będzie głównym ogólnodostępnym terenem zielonym dla nowych osiedli w okolicach ulicy Posagu 7 Panien. Nie wszyscy zdają sobie jednak sprawę, że według Miejscowego Planu Zagospodarowania Przestrzennego park może jeszcze urosnąć.

Według moich obliczeń, po realizacji planów z MPZP Eko Park powiększyłby się o dodatkowe 6,25 ha – to sprawiłoby, że Ursus zyskałby teren zielony porównywalny z położoną na Bielanach i Żoliborzu Kępą Potocką (11,5 ha) czy śródmiejski Park Traugutta (10,5 ha). Nowy park miałby teeż bezpośrednie połączenie (przez ul. Jagiełły) z parkiem Hassów. Dla dzielnicy z niskim udziałem zieleni urządzonej to naprawdę dobra okazja.

Co z ul. Gierdziejewskiego i bazarkiem Ursus?

Są jednak dwa problemy. Pierwszy – i najważniejszy – to ulica Gierdziejewskiego. Zgodnie z Planem Zagospodarowania ma ona zostać “odgięta” do ulicy Jagiełły aby zrobić miejsce pod park. Przebudowa sporego fragmentu ulicy będzie kosztowna, a według zarządcy drogi (czyli Zarządu Dróg Miejskich) w tym momencie Rada Warszawy nie przewiduje takiego wydatku w Wieloletniej Prognozie Finansowej.

Odpowiedź ws. przebudowy ulicy Gierdziejewskiego.

Drugi problem nie wydaje się być aż tak palący. To kwestia znajdującego się na terenie przyszłego “Eko Parku 2.0” Bazarku Ursus. Według władz dzielnicy, są plany przeniesienia go w “serek” między torami kolejowymi a al. 4 Czerwca 1989, tuż obok C.H. Factory – tyle, że póki co nie ma na ich realizację pieniędzy.

Nie wszyscy mieszkańcy są z tych planów zadowoleni. Obiektywnie, nowa lokalizacja byłaby pod wieloma względami lepsza – zapewnione miejsca parkingowe przy Urzędzie Dzielnicy i Factory, możliwość urządzenia targowiska o wyższym standardzie, brak leżenia odłogiem potencjalnego terenu zielonego przez większą część tygodnia.

Jednak dla przyzwyczajonych do bliskości bazarku mieszkańców Niedźwiadka będzie to lokalizacja daleka i nieprzyjazna. Pozostaje pytanie, czy nie można rozwiązać tego problemu kompromisem? Niewielkie bazary w obrębie terenów zielonych nie są czymś niespotykanym na Zachodzie.

Gdyby zachować funkcję handlową dla spożywki (dostępną przez cały tydzień), a całą resztę handlu przenieść w rejony Factory, można by pogodzić interesy zarówno mieszkańców chcących bazarku jak i tych, którzy woleliby park. Tymczasem nową zieleń można by urządzać „po kawałku”.

Co dalej?

Sytuacja póki co nie wygląda zbyt różowo. Polski Ład, kryzys ekonomiczny związany z koronawirusem i ogólny spadek dochodów samorządów sprawia, że ani Urząd Dzielnicy Ursus, ani Zarząd Dróg Miejskich nie palą się do podejmowania kosztownych tematów. Także Zarząd Zieleni umywa ręce, pisząc, że piłka leży po stronie dzielnicy.

Odpowiedź z Zarządu Zieleni m. st. Warszawy.

Mimo tego, wydaje się, że sprawa nie jest przegrana – nawet, jeżeli w perspektywie ma chodzić o przyszłą dekadę, warto o temat powalczyć – popisać do dzielnicowych i miejskich radnych, powoływać się na raport dotyczący zieleni, wiercić dziurę w brzuchu. Może powołać stowarzyszenie mieszkańców skupione na rozwoju terenów zielonych w Ursusie?

Czas pokaże – z całą pewnością zachęcam do brania sprawy we własne ręce. Prawie 9 ha nowej zieleni to nie w kij dmuchał 🙂

Kategorie
Praga-Północ

Jak tanio zmienić swoją okolicę? PRZED / PO

Gdy wprowadziłem się na Pragę-Północ, początkowo denerwował mnie stan części przestrzeni publicznej. Szybko jednak zrozumiałem, że to połączenie wieloletnich zaniedbań i lekceważącego podejścia władz dzielnicy, w związku z czym liczenie na interwencję „z urzędu” może być skazane na porażkę.

Szybko przykuły moją uwagę ogródki prowadzone przez sąsiadów na miejskim terenie – w pasach zieleni przyulicznej, w podwórzach kamienic itd.

Ogródek sąsiedzki prowadzony przez sąsiadkę z ul. Zachariasza.
Ogródek sąsiedzki prowadzony przez sąsiadkę z ul. Zachariasza.

Uznałem, że skoro oni mogą zmieniać swoją okolicę, to dlaczego nie ja?

Większość z tych zmian powstała „na budżecie” – starałem się nie przeznaczać na rekultywacje więcej niż 100 zł miesięcznie, a wszelkiego rodzaju „materiały budowlane” (może poza farbą i wkrętami) zbierałem po okolicy.

Róg ul. Łochowskiej i Zachariasza

Rekultywacja zieleni, nasadzenia dokonane razem z sąsiadką, utwardzenie przedeptu oraz posadzenie pnączy na płocie.

Róg ul. Grajewskiej i Siedleckiej

Jeden z najbardziej pracochłonnych projektów – zbudowanie wyniesionej grządki ze znalezionego tu i ówdzie drewna, wypełnienie jej ziemią, utwardzenie przedeptu, odsianie trawy. Sadzonki dostarczyli sąsiedzi i sąsiadki z ul. Grajewskiej i ul. Siedleckiej 🙂

Zieleńce przy Łochowskiej

Zieleńce przy Łochowskiej wcześniej były rozjeżdżonymi „zwyczajowymi” miejscami parkingowymi. Musiałem o nie stoczyć trochę walki z co bardziej krnąbrnymi kierowcami (wyrywali sadzonki i paliki, odgrażali się z okien, toczyli tyrady na temat tego, jak rozszerzenie Strefy Płatnego Parkowania Niestrzeżonego zakorkuje Szmulki), którzy uważali, że parkowanie przy ulicy jest poniżej ich godności. Ostatecznie wszyscy przyzwyczaili się do zmian, a zieleń wróciła na Łochowską. 

Budżet Obywatelski

Nie wszystko trzeba robić własnymi rękami. Zmieniać okolicę można także za pomocą Budżetu Obywatelskiego. Wymaga to trochę wysiłku – m.in. zbierania podpisów pod listami poparcia, sprawdzania własności gruntu (projekty muszą być realizowane na gruncie miejskim!) oraz promowania projektu. Ale efekt wielokrotnie przebija efekty „partyzantki ogrodniczej” – zwłaszcza w krótkim terminie!

Ta ściana zmieniła się dzięki projektowi pt. "Zielone Ściany dla Pragi" autorstwa Roberta Migasa-Mazura i Anny Tomaszewskiej ze stowarzyszenia Porozumienie dla Pragi.
Ten zapuszczony zieleniec przy Otwockiej zmienił się dzięki projektowi "Więcej drzew i krzewów dla Pragi" autorstwa Karoliny Krajewskiej z Porozumienia dla Pragi.

Jak zacząć?

Przede wszystkim trzeba mieć kawałek zapuszczonego terenu blisko domu oraz sporo cierpliwości. Ogrodnictwo to gra długoterminowa, a miejskie zieleńce często są rozjeżdżane lub nawet przez zupełny przypadek niszczone. Nie ma co oczekiwać, że na ubitej, jałowej ziemi od razu wyrośnie bujny ogród – wszystkie powyższe przykłady to efekt co najmniej kilkumiesięcznej pracy.

Z całą pewnością mogę polecić Wam śledzenie profilu Miejska Partyzantka Ogrodnicza na Facebooku. Witek Szwedkowski który go prowadzi to naprawdę wspaniały facet, który ma ogromną wiedzę o zieleni miejskiej – z pewnością pomoże zacząć przygodę z obywatelskim (nie)posłuszeństwem 😉

Ale… czy to legalne?

W sumie nie. Ale też trudno znaleźć jakiś paragraf jednoznacznie tego zakazujący. Mówimy tutaj o przestrzeni publicznej, której utrzymanie jest obowiązkiem samorządu. Wyręczanie samorządu w obowiązkach trudno nazwać wykroczeniem, a co dopiero przestępstwem – zwłaszcza jeżeli chodzi o obowiązki takie jak utrzymanie zieleni.

Jedno mogę zapewnić – praskie zieleńce sąsiedzkie trzymają się mocno od wielu, wielu lat i nikt ich opiekunom nie robi problemów.

Kategorie
Praga-Północ

Więcej drzew przy Trasie Świętokrzyskiej

Tymczasem na Kijowskiej…

Zieleń Warszawska poinformowała, że pozostałe 10 z 20 zamówionych na Kijowską drzew zostanie posadzonych na wiosnę, w związku z brakami dużych drzew u producentów. Wygląda na to, że stołeczna akcja #miliondrzew wyczyściła rynek na dobre 😉

O nasadzenia na Kijowskiej (odcinek od pętli tramwajowej do ulicy Objazdowej) starałem się u urzędników Zieleni Warszawskiej (oraz Tramwajów Warszawskich i firmy Strabag, z którymi trzeba było skonsultować nasadzenia) od listopada 2019 roku.

Pozować ze szpadlem uczyłem się od radnego Grzegorza Walkiewicza 😉

Wcześniej zabiegało o nie także stowarzyszenie Porozumienie dla Pragi, a wspierał nas w tym wszystkim praski radny Mariusz Borowski. Dziękuję wszystkim zaangażowanym!