Kategorie
Ursus Warszawa

Czy radny dzielnicowy naprawdę nic nie może?

Rozchorowałem się na prawie ostatniej prostej kampanii. Na szczęście zaraz Wielkanoc, więc czas żeby odpocząć i wyzdrowieć. Ale zanim to zrobię, chciałem jeszcze napisać jeden krótki felieton – o mocy i niemocy dzielnicowych radnych oraz władz dzielnicy w ogóle.

Niedasie chorobą samorządu

W kampanii czytam wiele wypowiedzi (zazwyczaj pochodzących od konkurencji albo jej zwolenników) wskazujących na to, że radni dzielnicy w zasadzie nic nie mogą i ustrój Warszawy nie pozwala na zrobienie praktycznie niczego. Zarząd Dzielnicy może tylko uśmiechać się i wręczać dzieciom nagrody na akademiach, a radni za karę muszą siedzieć w urzędzie, głosować i pobierać diety. Ale tak naprawdę nic nie mogą, bo każda decyzja podejmowana jest wyżej.

Formalnie dzielnica Warszawy to jednostka pomocnicza, owszem. Ma pewną autonomię, ale w większości polega na wsparciu miasta stołecznego Warszawy. Do tego poza jej kompetencjami leży m.in. działka Zarządu Dróg Miejskich czy Zarządu Transportu Miejskiego. Nie mówiąc o takich jednostkach jak PKP PLK, które w ogóle są poza jej kompetencjami.

Krótko mówiąc, nie da się nic zrobić, pora przegłosować jakąś uchwałę i pora na CSa.

Klasyczny już mem, z którego pochodzi tekst pora na CSa. Jeżeli cię to obraża, to jesteś nudziarzem.

“Bezradność” to bujda na resorach

Tyle, że to nieprawda.

Jeżeli ktoś uważa, że radni i zarząd dzielnicy nie mają żadnego wpływu na decyzje miejskich urzędników, wystarczy rzucić okiem na ulicę Puławską, której przebudowa jest blokowana od lat przez zarząd dzielnicy. Albo na al. Waszyngtona, gdzie torowisko niedługo znajdzie się w stanie śmierci technicznej, bo grupa radnych nie pozwala ZDM na zmianę przekroju ulicy.

Albo na ul. Obozową, gdzie zmiany na rzecz bezpieczeństwa ruchu drogowego zostały zablokowane przez grupę radnych z niejakim Kamilem G. na czele (co ciekawe, wszystkie te protesty zostały zainicjowane przez radnych KO, wbrew prezydentowi Trzaskowskiemu).

Dorobek radnego G. to hejterski fanpejdż na Facebooku oraz kilka ofiar śmiertelnych na Obozowej przez blokowanie przebudowy od 10 lat. Jak widać dzielnicowy radny jak chce, to może – także zaszkodzić.

Warto też wspomnieć o praskich bezpartyjnych samorządowcach, którzy swoimi protestami i sabotażem zmusili ratusz do ustępstw ws. ośrodka Re-start – i ostatecznie włos im z głowy nie spadł, choć poszli z Trzaskowskim na ostre zwarcie i zmienili koalicjanta z PO na PiS. Ich działania oceniam jednoznacznie negatywnie, ale nie można im odmówić skuteczności.

Nie tylko blokowanie

Ale ta sprawczość nie ogranicza się tylko do blokowania. Można sądzić co się chce o Jarosławie Dąbrowskim (przewodniczący Rady Dzielnicy Bemowo, wcześniej burmistrz tej dzielnicy, otoczony dość złą sławą nawet w swojej macierzystej partii), ale gdy trzeba było wykorzystać lewar i zmusić miasto do budowy ostatniego odcinka ulicy Lazurowej, to to zrobił. Oczywiście oficjalne przyczyny były zupełnie inne, ale tajemnicą poliszynela jest, że samorządowiec po prostu zagroził rozbiciem dzielnicowej koalicji, jeżeli nie znajdą się pieniądze na budowę. No i się znalazły.

Radni Bemowa i Woli mają też sukcesy jeżeli chodzi o inny aspekt, który jest wyjęty z ich kompetencji – mianowicie transport publiczny. Dzięki ich uporowi i protestom w tych dzielnicach cięcia rozkładów po otwarciu nowych stacji metra były mniejsze, niż gdzie indziej.

Warto wspomnieć również o masie dobrej roboty robionej przez burmistrza Pietruczuka i Razem dla Bielan – tam problemem nie jest nawet wydawanie publicznych pieniędzy na wspieranie wspólnot w walce z betonozą, zazielenieniem podwórek itd. U nas najpewniej odpowiedzią byłoby „teren nie jest własnością m. st. Warszawy” i cyk, sprawa załatwiona.

Lenistwo jest wygodne

I tutaj dochodzimy – moim zdaniem – do sedna problemu.

Jakiś czas temu miałem okazję dyskutować z reprezentującym jedno z ugrupowań rządzących prawnikiem – sądząc po zdjęciu w tle specjalizującym się w encyklikach św. Jana Pawła II. Oprócz obrażania mnie perorował on o tym, że jeżeli chcę protestować, informować i nagłaśniać to nie nadaję się na radnego, a on coś o tym wie, bo kiedyś radnym był. Nawiasem mówiąc, był zaciekłym przeciwnikiem Rad Osiedli – zapewne dlatego, że podważałyby toksyczne status quo, którego jest reprezentantem.

Zrobiłem szybką kwerendę jego dokonań jako radnego – nie znalazłem żadnych. Także zakładam, że był typowym semaforem, wpadał co miesiąc na sesję, podnosił rękę i kasował 2000 zł. To układ, który wielu z pewnością bardzo pasuje.

Nie dziwne więc, że podkreślał, że polityki nie robi się przez media. Tyle, że to kompletna bzdura świadcząca o tym, że nie ma zielonego pojęcia ani o polityce, ani o mediach.

“Zarządzanie przez gównoburzę” jako stołeczny standard

Politykę robi się przez media, przez protesty, przez naciski. Przez zawiązywanie znajomości, wchodzenie oknem gdy zamykają przed tobą drzwi, staraniem się i wychodzeniem niejako poza swoje ramy kompetencyjne. To, że PKP jest poza dzielnicą nie znaczy, że nie można tam pójść. To, że ZDM jest poza dzielnicą nie znaczy, że nie można z nimi rozmawiać.

Kilka lat temu jako grupa aktywistów (Porozumienie dla Pragi przy wsparciu Miasto Jest Nasze i Stowarzyszenia Wiatrak) – bez stanowisk, bez głosów, bez formalnego wsparcia żadnego z ugrupowań – doprowadziliśmy do wznowienia rozmów o budowie tunelu za Dworcem Wschodnim i ostatecznie do podpisania porozumienia miasta z PKP w sprawie jego budowy. Dowody na indolencję miejskich urzędników wyciągnęła nam posłanka Magdalena Biejat w trybie interwencji poselskiej.

Puściliśmy je w eter, zrobiliśmy konferencję prasową, rykoszetem doprowadziliśmy do zwolnienia z ratusza jednego z wiceprezydentów za jego zaniedbania związane z tą sprawą.

Jako mieszkańcy. Nie radni, nie burmistrzowie.

Czego boją się leniwi radni?

Dlatego gdy ktoś mi pisze, że radny nic nie może, to ogarnia mnie pusty śmiech. Może, tylko musi czasem się postawić, zrobić coś niestandardowego, powiedzieć o tym, że rządzona przez jego kolegów dzielnica nie jest idealna.

Trudno to zrobić, jeżeli twoja kariera opiera się o dzielnicę i jeżeli boisz się konsekwencji takiego działania.

Ale JEDYNYM sposobem, żeby dokonać zmian na lepsze jest przyznanie, że problem istnieje. Jeżeli władze dzielnicy planują ciągle malować ściany na różowo i udawać, że wszystko jest super, to nic nigdy się nie zmieni. Samorząd to struktura hierarchiczna. Jeżeli do Rady Warszawy i Prezydenta nie dojdą informacje o tym, że czegoś brakuje, to nie podejmą decyzji, żeby przekazać na to pieniądze.

Dlatego Białołęka, która głośno o swoich problemach mówi, regularnie dostaje atencję zarówno w ratuszu jak i w mediach, a Ursus, który udaje, że wszystko jest git – nie.

No i to właśnie trzeba zmienić. Zresztą, są pierwsze jaskółki zmian. Posag 7 Panien nie jest już nazwą całkowicie z kosmosu w świadomości mieszkańców Warszawy, już zaczynają kojarzyć to miejsce i jego problemy. To przekłada się na większe zainteresowanie mediów, a samorządowcy nie lubią, jak media piszą o problemach – i potrafią przez to działać szybciej i efektywniej. Tak po prostu jest i ktokolwiek temu zaprzecza, nie ma pojęcia o tym jak działa Warszawa.

Wesołych Świąt!

Tyle z mojej strony. Teraz czas na kilka dni odpoczynku przed ostatnimi czterema dniami kampanii. Życzę Wam Wesołych Świąt Wielkiej Nocy. Nieważne, czy wierzycie czy nie, czy to dla Was pora na kościół czy relaks – świętujcie wedle uznania i wybaczcie, że jeszcze do piątego kwietnia będą dominować u mnie tematy wyborcze. Już zaraz koniec i wracamy do normalnego rozkładu jazdy 🙂

Kategorie
Różności Ursus Warszawa

Dziękuję za 2298 głosów!

Dziękuję za wszystkie głosy i zapraszam do podsumowania kampanii!

Na listy załapałem się na jakieś 2 tygodnie przed oficjalnym ogłoszeniem składu, także czasu było mało. Ale po ostatniej odmowie kandydowania na Pradze, gdzie BYĆ MOŻE pomógłbym Porozumieniu dla Pragi zdobyć mandat do Rady Dzielnicy (zabrakło kilkudziesięciu głosów) nie mogłem odmówić.

Po prostu uznałem, że “wszystkie ręce na pokład” – a przy okazji nauczę się, jak taka kampania wygląda.

Cele

Głosy: Poniżej 500 porażka, powyżej 1500 sukces, powyżej 5000 zwycięstwo.

Kraj: Lewica powyżej 12% = sukces, PiS spada z rowerka = zwycięstwo.

Warszawa: 4 mandaty dla Lewicy w okręgu 19 = zwycięstwo.

Wyniki

Czy 2298 głosów to dużo? To zależy. Według znajomego, starego wyjadacza z Lewicy mogłem liczyć na maksymalnie 500.

Jacek Wachowicz, wiceburmistrz Pragi, który startował z 2 miejsca na liście bezpartyjnych i przez 3 miesiące sypał pieniędzmi Urzędu Dzielnicy na kampanię zdobył 1000. Aleksander Pociej, trzykrotny senator startujący z 20. miejsca listy KO zdobył 5260. Wiktoria Lasota startująca z 21 miejsca na liście Lewicy zgarnęła 3253 głosy. Jeżeli chodzi o Warszawę, to na 22 miejscu nikt nie wydrapał więcej głosów ode mnie. Poniżej (poza ostatnimi, premiowanymi miejscami) tylko Przemysław Desperat z Trzeciej Drogi miał wyższy wynik – 2639 głosów.

Zgodnie z wyznaczonymi przed kampanią celami osiągnąłem zatem sukces. Skończyłem na 11 pozycji, przy starcie z 22. Słowem, spoko. Dużym testem było to, co powiedzą o mnie sąsiedzi z Ursusa. Skończyło się na 4. wyniku w komisji 703 (170 głosów, za Tuskiem, Koboską i Mentzenem) oraz 278 głosów w całej dzielnicy. Był to mój nalepszy wynik w Warszawie – chciałoby się więcej, ale chyba w wyborach ogólnokrajowych to tak nie działa. Tak czy inaczej dziękuję za zaufanie, bardzo wiele to dla mnie znaczy.

Ogólnokrajowo – porażka, nie ma co ukrywać. Jako opozycja zwyciężyliśmy, ale Lewica była z tej opozycji ostatnia.

Na poziomie Warszawy skończyło się na utrzymaniu liczby mandatów, czyli nie sukces, ale też nie porażka. Szkoda, że Agata Diduszko-Zyglewska skończyła poza podium mimo 24 tys. głosów, to wspaniała radna Warszawy i na pewno bardzo by nam pomogła w Sejmie.

Wnioski

Sama polityka na poziomie Sejmowym mnie niestety nie interesuje, jest za bardzo frakcyjna i kalkulacyjna, mi zależy na konkretnych celach i postulatach. Dlatego już się więcej do Sejmu nie wybieram, na pewno nie w tej dekadzie. Samorząd jest dla mnie po prostu ciekawszy.

W liczbach – 2000 plakatów, 18000 ulotek, 20 banerów, 3 miliony wyświetleń na TikToku, półtora miesiąca ciagłego niewyspania, czytania sondaży, kręcenia filmów, biegania i jeżdżenia po mieście. Pewnie ze 150 litrów paliwa i +3 kg w górę.

Małe radości

Bardzo chciałem przeskoczyć agresywnych hejterów i stalkerów ze StopKorkom i grupy “Jak Będzie na Woonerfie” i wygląda na to, że się udało, także to mam już z głowy. Jeżeli doliczymy do tego wynik Janka Popławskiego z Trzeciej Drogi to wychodzi na to, że dwóch aktywistów jest wartych więcej głosów niż cała grupka motoaktywistów.

To zresztą wybory, w których frakcja skrajnie prosamochodowa poniosła sromotną porażkę – Pociej, Poncyljusz, Wysocki, Krajewski, Lisiecki, Wachowicz, Kacprzak, Bartyzel, Skwierawski – żaden z nich nie uzyskał dobrego wyniku i żaden nie wszedł do Sejmu.

W przypadku Pocieja to uderzające o tyle, że wydał na kampanię co najmniej 150 tysięcy złotych sądząc po bannerach i billboardach, a zebrał 2,5 razy więcej głosów ode mnie. Po trzech kadencjach w Senacie!

Co dalej?

Na pewno wezmę udział w post mortem tej kampanii i przedstawię swoje rekomendacje, na poziomie strategii do sztabu się pchać nie chcę, natomiast mam swoje zastrzeżenia odnośnie organizacji, konwencjozy, zupełnego położenia internetu oraz silosowości trzech podmiotów Lewicy.

Bardzo dobrze współpracowało mi się lokalnie z Trzecią Drogą dzięki Michałowi Sutyńcowi i mam nadzieję, że ta współpraca będzie trwała. Wbrew opiniom sporej części komentariatu w Polsce 2050 jest bardzo wiele osób które społecznie są bliżej lewicowych ideałów niż się niektórym wydaje. Na poziomie lokalnym to w ogóle nie widzę między nami różnicy – chcemy samorządu przyjaznego dla obywatela, dbania o zieleń w mieście, uwzględniania potrzeb wszystkich grup mieszkańców, bezpieczniejszych dróg, lepszej infrastruktury – nie ma się tutaj o co kłócić.

Ukłony także dla lokalnych działaczy Koalicji Obywatelskiej, którzy do końca respektowali pakt o niezaklejaniu się opozycji. Był pewien młody i ambitny działacz tej partii, który w ostatnich godzinach się wyłamał, ale z litości nie będę tu wymieniał jego nazwiska (choć Ursus pewnie dobrze wie, o kogo chodzi).

Podsumowanie

Koszt mojej kampanii to jakieś 7000 zł, więc w kategorii pieniądze/głosy wyszła bieda – trochę ponad 3 zł za głos. Z drugiej strony, w przypadku Pocieja wyszło pewnie około 27 złotych za głos. Na pewno nigdy więcej nie kupię bannerów – to strata pieniędzy, działają tylko jeżeli przyjmie się taktykę Mejzy i zaklei się nimi cały powiat. Plakaty na słupach działają, ulotki też – choć oczywiście jest to skrajnie nieefektywne w porównaniu do np. internetu albo po prostu zaangażowania lokalnego.

Jestem też w ogromnym szoku, że przesłaliście mi tyle pieniędzy na kampanię. Wzięło mnie to z zaskoczenia i jest to mega pozytywna rzecz.

Najlepszy moment kampanii to było wożenie herbaty do ludzi tkwiących w komisji 703 i powiem Wam, że właśnie dla takich momentów warto angażować się społecznie. Wielkie dzięki dla Kuby Czajowskiego z Miasto Jest Nasze, który zadzwonił i powiedział, że musimy jakoś pomóc sąsiadom. Oraz dla wszystkich, którzy się w akcję włączyli. Szacunek dla Was. Dla stojących w kolejce i członków komisji wyborczej również. Natomiast karny jeżyk dla osób, które dopuściły do takiego sajgonu mimo wielokrotnych ostrzeżeń m.in. osób z Bezpiecznego i Zielonego Ursusa.

Wykorzystałem cały tegoroczny urlop na remont, więc kampanię robiłem dzieląc czas między pracę, syna, żonę, psy i ulicę. Wiem, że było mnie za mało na ulicach. Ale inaczej się nie dało, po prostu.

Raz jeszcze dziękuję wszystkim za zaufanie – sąsiadom, dalszym sąsiadom, głosującym z zagranicy oraz dwóm pracownikom platform wiertniczych, którzy postawili krzyżyk przy moim nazwisku.

PS. Ostatnie podziękowanie trafiają do:

  • Rafała „Archiego” Roszkiewicza, który pomógł mi zaplanować kampanię i chyba zrobił to całkiem nieźle, sądząc po wyniku. Oraz dla fundacji Pogoń Ruska za polecajkę i ciężką robotę na rzecz wolnej Ukrainy.
  • Radnego Warszawy Marka Szolca, który namówił mnie do wzięcia udziału w wyborach.
  • Radnej Warszawy Agaty Diduszko-Zyglewskiej oraz całego jej sztabu wyborczego za wspaniałą, choć bardzo intensywną współpracę.
  • Karola Bąkowskiego, kolegi z listy z którym wspólnie krążyliśmy po Ursusie i ogarnialiśmy bannery, plakaty i ulotki.
  • Jeremiego Czarneckiego z ursynowskiego koła Lewicy, który okazał się być świetnym sojusznikiem na niezbyt łatwe czasy.
  • Całego Porozumienia dla Pragi, które robiło za mnie robotę na mojej dawnej dzielni.
  • …oraz wszystkich tych, którzy mi pomogli. Taty, mamy, żony, syna, wpłacających na kampanię, pomagających roznosić ulotki, wspierających w sieci, oglądających na TikToku. Jesteście wspaniali.

PS2. Nieżyczliwi hejterzy mówią, że te głosy to za nazwisko. Pewnie mają w jakimś stopniu rację – rozpoznawalne imię i nazwisko pomaga w życiu. Ale jednak te 170 głosów w komisji numer 703, które wykręciło 7 p.p. ponad średni wynik Lewicy w Ursusie, to jednak na 100% moi sąsiedzi, którzy postanowili zaufać mi w tych wyborach – nawet jeżeli mieli w planach zagłosować na inną partię. I to się dla mnie najbardziej liczy.

Kategorie
Warszawa

Daukszewicz do Sejmu! Nr 22 na liście Lewicy

Cześć! Ogłosiłem swój start w tegorocznych wyborach parlamentarnych na listach Lewicy. Startuję jako kandydat związany z ruchami miejskimi, a moje główne postulaty dotyczą rozwoju Warszawy, planowania przestrzennego i transportu.

Moje postulaty

Nie startuję do Sejmu z pustymi rękami. Mam konkretne tematy, którymi chcę zainteresować ustawodawcę, są to:

Ustawa aglomeracyjna

Stolica i obwarzanek rosną jak na drożdżach, ale brakuje narzędzi prawnych, żeby realizować inwestycje na ich styku i rozwijać transport pomiędzy nimi. Będę dążył do uchwalenia ustawy aglomeracyjnej, żeby budowa drogi dla rowerów, wiaduktu drogowego czy tramwaju między gminami w aglomeracji nie była jak lot w kosmos. 

Wygodny transport zbiorowy

Metro to nie wszystko, rozwój autobusów, tramwajów i kolei to warunek konieczny dla dalszego rozwoju Warszawy. Gdyby wszyscy jego pasażerowie musieli przesiąść się do samochodów, czekałby nas absolutny komunikacyjny armagedon.

Dlatego stołeczny transport zbiorowy musi być szybki i wygodny, żeby stanowił realną alternatywę dla aut, także dla mieszkańców miejscowości podwarszawskich.

Warszawa bez barier

Wysokie krawężniki, schodki, kładki bez wind, krzywe chodniki, dziury w infrastrukturze – to wszystko ogranicza mobilność mieszkańców, zwłaszcza tych najstarszych i najmłodszych.

Chcę przyspieszyć proces pozbywania się takich barier oraz łatania dziur, tam gdzie brakuje chodników czy przejazdów rowerowych. Nie może być dalej tak, że położenie 50 metrów chodnika to proces trwający kilka lat walki ze strony mieszkańców!

Zieleń zamiast betonu

Wspieram wszystkie inicjatywy polegające na zazielenianiu miast, inwestycji w małą retencję, zielone ściany czy energię odnawialną i budynki pasywne – chcę, żeby urzędnicy działali w tej sprawie proaktywnie i współpracowali ze wspólnotami.

Bezpieczeństwo ruchu drogowego

Wspieram walkę o poprawę bezpieczeństwa na drogach, chcę rozwoju sieci fotoradarów, odcinkowego pomiaru prędkości i automatycznego nadzoru, jestem za bardziej restrykcyjnym egzekwowaniem obecnych przepisów oraz zmianą prawa aby móc wreszcie karać bandytów drogowych (zwłaszcza organizatorów i uczestników nielegalnych wyścigów oraz tych którzy ryzykują nasze życie pędząc dziesiątki lub setki km/h ponad limit).

Chcę także uchwalenia ogólnopolskich standardów projektowania infrastruktury drogowej i rowerowej, które będą uwzględniały kwestie bezpieczeństwa ruchu drogowego oraz gruntownej reformy systemu nauki jazdy oraz nauki jazdy rowerem.

Prawa kobiet

Jako ojciec i mąż bardzo mnie smuci mnie bat, który nieustannie wisi nad kobietami w Polsce.

Dlatego w pełni popieram walkę o prawa kobiet – sprzeciwiam się drakońskiemu prawu aborcyjnemu (nie mnie oceniać, dlaczego ktoś chce przerwać ciążę – nie jestem strażnikiem niczyjego sumienia poza własnym), przeciwstawiam się również systemowej dyskryminacji ze względu na płeć.

Uważam, że wsparcia dla rodzin nie osiąga się batem i zakazami. Jeżeli państwo nie jest w stanie zapewnić rodzicom chorych i niepełnosprawnych dzieci porządnej opieki, to wtrącanie się przez polityków w prawa reprodukcyjne jest więcej niż błędem – to zbrodnia.

Jak wesprzeć moją kampanię?

Wysyłając przelew na moje subkonto kandydata. Zwykły, tradycyjny przelew, bez udziału poczty, BLIKa, PayU i tym podobnych wynalazków. 

KONTO: 26 1020 1026 3174 2000 0000 0709

ODBIORCA: FUNDUSZ WYBORCZY NOWA LEWICA
UL. ZŁOTA 9 LOK. 4 00-019 WARSZAWA

TYTUŁ: DAROWIZNA – KRZYSZTOF DAUKSZEWICZ

Zebrane pieniądze będą mogły zostać wydane tylko na kampanię wyborczą. Obiecuję się nie śmiecić za bardzo i szybko posprzątać 🙂

Dlaczego Lewica?

Ponieważ to siła polityczna, do której mam najbliżej. Do tego mam dobre wspomnienia ze współpracy z politykami Lewicy – dzięki wsparciu Magdaleny Biejat (kandydatka Paktu Senackiego z okręgu obejmującego Ursus) udało się wychodzić wiadukt za dworcem Wschodnim czy przejście przez tory ul. Naczelnikowskiej. 

Z kolei miejscy radni Marek Szolc i Agata Diduszko-Zyglewska (#3 na tegorocznej liście do Sejmu) pomagali w tematach ursusowych, m.in. Lex Deweloper, poprawie bezpieczeństwa przy Gierdziejewskiego oraz sprawie wiaduktu bez dojazdów. Oferty współpracy formułowałem zazwyczaj do polityków wszystkich opcji, odpowiadała na nie tylko Lewica – ta decyzja była zatem całkowicie naturalna.

Co już udało mi się zrobić?

Zaciekle walczyłem o budowę tunelu za dworcem Wschodnim – dzięki interwencji poselskiej Magdy Biejat oraz wspólnemu wysiłkowi stowarzyszeń Wiatrak, Porozumienie dla Pragi oraz Miasto Jest Nasze udało się doprowadzić do porozumienia Ratusza z PKP i przywrócić inwestycję na jej pierwotne tory.

Zazieleniłem spory kawałek Szmulek, czy to własnoręcznie czy przy użyciu Budżetu Obywatelskiego. Na tej kanwie napisałem mały artykuł oraz przewodnik internetowy oraz dopisałem rozdział do „Poradnika Aktywności Lokalnej”.

Od czasu decyzji o przeprowadzce do Ursusa nieustępliwie załatwiam sprawy ważne dla sąsiadów – od tymczasowych przejść dla pieszych i chodników po remonty dróg, informuję o tym co dzieje się w dzielnicy i staram się patrzeć władzy lokalnej na ręce.

Stałem się także dość popularny na tzw. psychoprawicy, co zaowocowało seriami hejterskich artykułów. A jak wiadomo, skoro nienawidzą, to znaczy, że się boją!

Poza tym założyłem stowarzyszenie „Bezpieczny i Zielony Ursus”, którego celem jest dbanie o rozwój dzielnicy oraz opiekę nad zielenią i zabytkami, pozostaję członkiem stowarzyszenia „Porozumienie dla Pragi” którego działania stale wspieram. Jestem także członkiem rady fundacji „Pogoń Ruska”.