W Helsinkach – stolicy Finlandii – w zeszłym roku na drogach nie odnotowano ani jednego wypadku śmiertelnego. To zasługa bardzo restrykcyjnych przepisów dotyczących bezpieczeństwa ruchu drogowego oraz wprowadzenia w całym mieście strefy Tempo 30.
Wiadomość ta wywołała oburzenie publicysty Łukasza Warzechy, który napisał, że osiągnięto to “kosztem absurdalnego obniżenie limitu prędkości do 30 km/h i maksymalnego utrudnienia jazdy samochodem”.
Ponieważ w te wakacje postanowiłem wybrać się do Finlandii, kupiłem bilet promowy dla mojej Dacii i postanowiłem sprawdzić na własnej skórze, czy Helsinki to piekło kierowców.
Czy Helsinki są duże?
Trochę wstępu – zanim pojawią się zarzuty, że w Helsinkach mogą sobie pozwolić na niskie prędkości, bo jest to malutkie miasteczko.
Stolica Finlandii jest powierzchniowo większa od Warszawy (715,48 km² kontra 517.24 km2 – choć porównanie to na pewno zaburzają wyspy i otaczające je Morze Bałtyckie), jednocześnie mieszka w niej ok. 700 tys. osób (kontra 1,7 mln w Warszawie).

Aglomeracja stołeczna jest dużo większa i mieszka w niej ok. 1,6 mln osób (kontra 3,3 mln w Warszawie). Nie jest to więc małe miasteczko – choć jest o połowę mniejsze od Warszawy, jest dość rozwleczone, a odległości potrafią być całkiem spore, zwłaszcza wliczając sypialnie takie jak Espoo czy Vantaa. Gęstość zaludnienia wynosi 1,999.8/km2 – dla porównania, w Warszawie jest to 3,601/km2.
Jednakże w przeciwieństwie do Warszawy, Helsinki mają bardzo dobrą infrastrukturę transportową. Metro, tramwaje i dwie kompletne obwodnice ekspresowe + trzecia w budowie (istnieje krótki fragment).
Dla porównania, w Warszawie nie mamy żadnej obwodnicy miejskiej, o której można napisać, że jest kompletna. Do tego wszystkiego w stolicy Finlandii dochodzi rozległa sieć parkingów podziemnych oraz inne udogodnienia parkingowe, o których później. Trudno więc powiedzieć, że władze Helsinek jakoś szczególnie zwalczają kierowców.
Okiem turysty
Przez te 5 dni spędzonych w Helsinkach starałem się na potrzeby tego tekstu poruszać się albo autem albo pieszo. Schemat podróży samochodem za każdym razem był podobny – start w strefie Tempo 30 (czyli prędkość dopuszczalna 30 km/h), potem przejazd na drogę zbiorczą – jeżeli jest w gęstej zabudowie mieszkalnej to limit wynosi 40 km/h, jeżeli poza nią – 50 km/h. Następnie wyjazd na obwodnicę (80 km/h) i po jakimś czasie powrót na drogę zbiorczą i dotarcie do celu w strefie Tempo 30. Co ciekawe, same ulice są węższe niż w Polsce – standardowa szerokość to 3 metry na pas! U nas standard to 3,5 metra, nawet na drogach osiedlowych.

Pierwsze wrażenia? Jeździ się faktycznie powoli… Ale wrażenie szybko mija, ponieważ wszyscy, powtarzam, wszyscy trzymają się limitu. Na pewno pomaga w tym rozległa sieć fotoradarów, choć chyba nie tylko o to chodzi.

Różnica jest widoczna także z poziomu chodnika. W Helsinkach rzuca się w oczy bardzo duży ruch rowerów i hulajnóg. Bardzo często w użyciu są ciągi pieszo-rowerowe, a gdy ich brak, rowerzyści jeżdżą po prostu po chodnikach. Tyle, że… Ani razu nie doświadczyłem, żeby ktoś minął mnie na żyletki jadąc 30 km/h albo nie przepuścił na pasach. Zero. Null. Żadnego powoływania się na brak oznakowania pionowego czy inne bujdy. Wszyscy byli uprzejmi i zatrzymywali się gdy było trzeba. Dotyczyło to także aut.

W szaleństwach na chodniku przeszkadzają także inne elementy infrastruktury, czyli rowki odpływowe na deszczówkę. Zobaczcie, jak pięknie eliminują niebezpieczną jazdę na na hulajnogach między pieszymi.

Co ciekawe, powszechnym zwyczajem jest… podziękowanie za zatrzymanie się na pasach. W trakcie podróży piesi podnosili do mnie rękę z uśmiechem jakieś kilkanaście razy. Szokująca sprawa.
Czasy przejazdu
Dwa razy wybrałem się w podróż w popołudniowym szczycie, żeby sprawdzić ile zajmuje przejazd przez miasto, gdy wszyscy wracają z pracy. Wyniki możecie sobie sprawdzić sami na zdjęciach – 19 km w 32 minuty (obwodnica) oraz 6,2 km w 24 minuty (centrum) – moim zdaniem czas jest bardzo przyzwoity, wręcz lepszy niż w Warszawie.

Dlaczego? Myślę, że przede wszystkim odpowiedzialna jest duża płynność ruchu. Naprawdę, nie oszukuję – po Helsinkach jeździło mi się płynniej niż po stolicy Polski, po Kownie, po Tallinie – a wszystkie te miasta mają dużo szersze drogi i wyższe limity prędkości. Ba, w Helsinkach nie ma nawet zielonych strzałek…

Ale nie ma też cwaniaków zmieniających pasy jadąc 90 km/h na ograniczeniu do 50. Nie ma ciągłych dzwonów i stłuczek. Nawet w deszczu jeździ się płynnie, podczas gdy w Warszawie deszcz potrafi oznaczać +30 minut do czasu powrotu z biura.
Krótko mówiąc, po przyzwyczajeniu się do używania limitera jeździ się dość nudno, ale spokojnie i przewidywalnie. Nie znaczy to oczywiście, że korków nie ma – ale spotkałem je głównie na obwodnicach, przy węzłach oraz w ścisłym centrum, gdzie skumulowały się remonty.
Raj dla normalnego człowieka, piekło dla “rajdowca”
No i właśnie, dochodzimy do sedna sprawy. Ograniczenia w Helsinkach wcale nie są “maksymalnym utrudnieniem” dla kierowców. Powtórzę jeszcze raz, w stolicy Finlandii jeździ się lepiej niż po Warszawie. I to dużo.
Ale na pewno nie pozwalają na osiągnięcie tzw. “przyjemności z jazdy”. Nie ma huczenia silników samochodów wyścigowych i pierdzenia wydechem. Łatwo włączyć się do ruchu. Łatwo zmienić pas. Łatwo wbić się na rondo. Ale dla tzw. “zapierdalaczy” to musi być piekło na ziemi.
Prawdę mówiąc poza zdarzającymi się często ograniczeniami do 40 km/h na dwupasmówkach wśród zabudowy mieszkalnej nie ma jakiejś ogromnej różnicy w limitach w Warszawie i w Helsinkach. U nas też na osiedlówkach prędkość to często 30 km/h. Też mamy limity na miejskich dwupasmówkach (częściej 60 km/h niż 50 km/h, ale zawsze). Tyle, że w Polsce mało kto ich przestrzega i najczęściej tnie się na nich minimum 80.
Skutki „uboczne” tego podejścia też są dość szokujące. Helsinki, mimo tego, że są większe od większości miast w Polsce, są zaskakująco ciche. Dużo cichsze od Tallina, Rygi czy Kowna. Nie słychać pierdzących wydechów, motocyklistów pałujących swoje maszyny do odciny ani innych tym podobnych atrakcji, których doświadczamy na co dzień w Warszawie.
Warzecha, podobnie jak inni motoaktywiści, zakłada, że wszyscy chcą jeździć “dynamicznie”, wyprzedzać, cisnąć ile fabryka dała, czerpać mityczną “przyjemność z jazdy”. Tymczasem dla większości osób które znam samochód to jest po prostu… środek transportu. Bardziej im zależy na dojechaniu do celu w przewidywalnym czasie i w jednym kawałku. Dla takich osób Helsinki to raj, a nie piekło. I mam nadzieję, że będziemy konsekwentnie szli w tym kierunku, Polski dla normalnych Polaków, a nie dla Majtczaków i Perettich.
Parkowanie w mieście
Jako mały bonus pozostawiłem kwestię parkowania w Helsinkach. W centrum miasta jest bardzo drogo. Naprawdę masakrycznie drogo, typu 30 euro za 5h parkowania. Natomiast zaparkować jest łatwo, wszędzie można znaleźć miejsca a do tego jest mnóstwo parkingów podziemnych. Miasto też stara się zachęcić do komunikacji zbiorowej – za 30 euro mogę kupić też dwa bilety dobowe dla dorosłych i dwójki dzieci, dzięki którym dostanę się m.in. promem na wyspę Suomenlinna, zabytek z listy UNESCO. Trzeba jednak zaznaczyć, że czas przejazdu zbiorkomem poza szczytem jest ok. 10-15 minut dłuższy niż autem. W szczycie nie ma większej różnicy.

Natomiast w innych częściach miasta parkowanie bardzo często jest… Bezpłatne. Ale limitowane czasowo. Kupujemy na stacji benzynowej dysk parkingowy za 3 euro, wsadzamy go sobie za szybę i parkujemy. Dzięki temu możemy np. zaparkować na 6h pod muzeum nauki albo na 2h pod restauracją.

Podczas 5 dni w Helsinkach nie zdarzyło mi się krążyć za miejscem parkingowym ani razu. Niestety, jest skutek uboczny – mieszkańcy Helsinek praktycznie nie trzymają na publicznych miejscach różnych fajnych gratów (w trakcie całej podróży widziałem zaledwie dwa). Także Motobiedzie i Złomnikowi podróż w tamte rejony odradzam, prędzej znajdą fajne auta gdzieś w Turku albo w Tampere.

Ale z punktu widzenia zwykłego zjadacza chleba – bajka. Polecam Helsinki jako kierunek wakacyjny, o ile tylko nie przeszkadzają wam typowo nordyckie ceny. Nähdään!
PS. Żeby nie było, według indeksu zakorkowania tworzonego przez TomTom (firma od nawigacji), Helsinki znajdują się na wyższej pozycji (46) od Warszawy (121). Także może jednak to jest piekło kierowców? 😉












































