Jak bumerang wraca temat metra w Ursusie – na fejsbukowej stronie “Metro w Ursusie” (związanej z Koalicją Obywatelską) pojawił się skan pisma, mówiący o tym, że w nowych planach rozszerzania sieci metra wszystkie warianty przebiegają przez teren dzielnicy.
O uwzględnieniu przez miasto rezerwy na metro w Ursusie wiadomo już od jakiegoś czasu – plotki głoszą, że tak naprawdę cały plan Rafała Trzaskowskiego przedstawiony w kampanii wyborczej zostanie wpisany do Studium Uwarunkowań i Zagospodarowania Przestrzennego. Jednak od planowania metra do budowy metra daleka droga.
Jak więc wyglądają szanse na budowę?
Horyzont czasowy to minimum kilkanaście lat
Po pierwsze, trzeba spojrzeć na potencjalny czas budowy. Na planach z kampanii wyborczej metro do Ursusa było przedstawione jako linia M4, łącząca Karolin (ostatnią stację linii M2) ze stacją Wilanowska. Można założyć, że linia miałaby być realizowana po linii M3 z dworca Warszawa Stadion na Gocław.
Jak do tej pory, od lat 90. budujemy średnio 1,1 km metra na rok. Ten czas uwzględnia wszystkie przestoje, przetargi, umowy, szukanie finansowania i tym podobne.
Obecnie miasto stoi w obliczu kryzysu finansowego. Zagrożona jest także kasa z Unii Europejskiej – zarówno z KPO jak i (jak doniosła niedawno “Rzeczpospolita) funduszy strukturalnych. Tymczasem aby wybudować brakujące 3 stacje II linii metra trzeba dopłacić co najmniej 500 milionów złotych (w praktyce może to być nawet dwa razy więcej przez inflację oraz zmiany cen materiałów budowlanych). Negocjacje z wykonawcą trwają, ale budowa stoi. Mówimy tutaj o ok. 4 kilometrach tuneli – zatem możemy oszacować, że jeżeli znajdą się pieniądze, to metrem na Karolin pojedziemy za 4 lata. Nikt jednak nie gwarantuje, że tak się właśnie stanie.
Ale to nie wszystko, ponieważ w planach jest jeszcze III linia metra o długości 9 kilometrów, co oznacza, że musimy doliczyć do naszego rachunku 9 lat. To daje nam łącznie 13 lat oczekiwania od teraz do rozpoczęcia budowy linii M4. Wszystko to przy założeniu, że będziemy mieć dostęp do funduszy unijnych i miasto poradzi sobie z kryzysem finansów publicznych.
Do tego trzeba jeszcze doliczyć pierwszy etap budowy linii M4 (załóżmy, że ok 5 lat) i już za minimum 18 lat, czyli w 2040 roku możemy oczekiwać metra w Ursusie.
Moim zdaniem póki co nie ma się więc czym ekscytować 😉
Czy to się w ogóle opłaca?
Jest jeszcze druga sprawa, mianowicie kalkulacje ekonomiczne. Wielu komentatorów wskazuje na to, że już M3 poprowadzona “na okrętkę” może być nieekonomiczna, zwłaszcza z niewygodną przesiadką na Stadionie. Podobnie ma być z Ursusem – argumentem przeciwko budowie jest pokrycie dzielnicy gęstą siecią kolejową (łącznie 4 stacje kolejowe + niedaleko WKD Opacz) oraz mało konkurencyjny czas przejazdu względem kolei.
Policzmy to. Ze stacji Karolin do stacji Świętokrzyska powinniśmy dojechać w ok. 19 minut. Dodajmy 3 stacje – ze Skoroszy moglibyśmy dotrzeć do Świętokrzyskiej w ok. 25 minut. Ze stacji Warszawa Ursus dojedziemy do Warszawy Śródmieście w 18 minut (choć po zakończeniu remontu Warszawy Zachodniej czas spadnie do ok. 13 minut).
Kolej wygrywa to starcie, aczkolwiek nie jest tak, że czasy przejazdu są radykalnie różne (do stacji PKP ze Skoroszy jest przecież kawałek drogi) – zwłaszcza, jeżeli ktoś jedzie dalej niż na Rondo Dmowskiego albo zmierza wprost do biurowego zagłębia na Woli.
Dodatkowo, obecnie pasażerowie narzekają na nieregularny takt, częste opóźnienia i ogromny tłok w pociągach, zwłaszcza gdy trwają ograniczenia w ruchu związane z przebudową stacji Warszawa Zachodnia. A przecież były lata, gdy pociągi nie jeździły wcale. Trudno się dziwić, że SKM jest uważana za mniej przewidywalną i wiarygodną opcję – choć moim zdaniem to jeden z najwygodniejszych sposobów poruszania się po mieście.
Czy znajdą się pasażerowie?
Jednak czas nie jest jedynym argumentem – innym są potencjalne potoki pasażerskie, a te podobno już w przypadku metra na Chrzanów są za małe, aby uzasadnić budowę.
Nie jestem do końca przekonany do tego argumentu.
Jak do tej pory analizy ruchu pasażerskiego na linii M1 nie doszacowywały tego, jak wiele osób korzysta z metra. Z tego powodu łącznik pomiędzy M1 a M2 jest potwornie niewydajny i pewnie będzie wymagał przebudowy. Jak wszyscy wiemy, teren dookoła metra Kabaty kiedyś był niemal zupełnie pusty. Teraz ze stacji Kabaty korzysta średnio ok. ~14 tysięcy osób dziennie.
W porównaniu do tego ze stacji metra Szwedzka (położonej wśród już istniejącej zabudowy na Pradze-Północ) odjeżdżało w 2019 roku… zaledwie 2,3 tysiąca osób. Niestety nie mam aktualnych danych, wynik pewnie od tego czasu poszedł w górę, ale jak na stację położoną w dzielnicy wewnętrznej jest to wręcz żenująco niska liczba i pochodna fatalnego umiejscowienia stacji.
Niemniej jednak biorąc pod uwagę w jakim tempie zabudowuje się Chrzanów oraz Ursus, za 20 lat dostępne potoki pasażerskie będą o wiele wyższe niż obecnie – Szamoty na obecnej mapie gęstości zaludnienia wyglądają jak pusty obszar, a docelowo ma mieszkać tutaj nawet 35 tysięcy ludzi. A przecież stale rozbudowują się miejscowości położone wzdłuż linii kolejowych, co znaczy, że tłok w pociągach także będzie rósł. Jeżeli ktoś liczy na alternatywę w postaci dróg, moim zdaniem także się rozczaruje – na nowe drogi nie ma miejsca, na poszerzanie istniejących także nie.
Nie jest zatem wykluczone, że za 15 lat będziemy zastanawiać się, w jaki sposób odciążyć znajdujące się na granicy przepustowości linie kolejowe. Wtedy dyskusja na temat przedłużania linii metra może wyglądać zgoła inaczej niż dziś 😉
Póki co na metro nie ma co liczyć
Niezależnie od tego, jak będzie wyglądała kwestia potoków ruchu dla metra za 15 lat, nie sposób przewidywać w tym momencie na ile realna jest budowa metra na Ursus. Zachowanie rezerwy pod linię to oczywiście jakiś krok do przodu, ale obecnie miasto musi się uporać z dokończeniem M2 oraz znalezieniem pieniędzy na dalsze inwestycje transportowe. Czy za 15 lat będziemy jeszcze w Unii, czy czeka nas kryzys finansowy, co dalej z warszawskim samorządem – to wszystko wielkie niewiadome.
Osobiście trzymam kciuki za to, żeby stolica się bogaciła i rozbudowywała na tyle, że kolejne linie metra znajdą uzasadnienie ekonomiczne. Ale dopóki z finansami jest krucho, lepiej skupić się tańszych w budowie i eksploatacji alternatywach.
Metro przy wszystkich swoich zaletach ma jedną, ogromną wadę – jest bardzo drogie w budowie… No i trzeba na nie czekać długie lata. Tymczasem poprawa jakości transportu publicznego w Ursusie jest potrzebna już dziś. Czy będzie to realizowane za pomocą buspasów, szybkiego tramwaju czy poprawie jakości obecnych połączeń kolejowych – to już kwestia drugorzędna. Sama obietnica budowy metra za dwie dekady nie rozwiąże żadnego z obecnych (ani przyszłych) problemów…
Wakacje już za nami, ale sytuacja gospodarcza i towarzyszące jej spowolnienie sprawia, że nowych wiadomości w sprawie inwestycji w Ursusie jakby ubyło. Tak czy inaczej zapraszam do podsumowania miesiąca na Szamotach (i nie tylko).
Rada Warszawy przeciwna uzupełnieniu obszaru “A” planu miejscowego
Stołeczni radni zagłosowali przeciwko uchwaleniu powstającego w bólach fragmentu planu miejscowego dla obszaru “A” na Szamotach, w miejscu obecnej firmy Korurs. Najprawdopodobniej rządzące ugrupowanie przestraszyło się wizji wypłaty odszkodowań.
Co to znaczy? Cały wysiłek poświęcony na stworzenie planu, ogłoszenie konsultacji itd. przepadł, a na obszarze “A” można budować na tzw. warunkach zabudowy, bez obowiązku zgodności z planem miejscowym. Biuro Architektury i Planowania Przestrzennego rozbrajająco przyznaje, że będzie teraz… analizować co dalej.
Ruszają konsultacje dla fragmentu planu miejscowego dla obszaru “B” na Szamotach, czyli charakterystycznego budynku Modelarni znajdującego się przy rondzie łączącym ul. Lalki, Cierlicką i Gierdziejewskiego. Mieszkańcy mogą się wypowiedzieć w trakcie spotkania online (4 października o godzinie 17:00, link) oraz złożyć uwagi do planu (formularz tutaj) wysyłając je pod adres sekretariat.BAiPP@um.warszawa.pl
W konsultacjach warto wziąć udział tak czy inaczej, choćby żeby poznać wizję dla kawałka ulicy Dyrekcyjnej oraz zachowanych przy niej zabytków. Co w praktyce wyjdzie z uchwalania planu – czas pokaże…
Rozstrzygnięcie ws. szkoły przy Hennela dopiero 11 października
Przetarg w sprawie budowy szkoły przy Hennela ciągnie się jak spaghetti… Tym razem złożono zostało jedno odwołanie, które miało być rozpatrzone przez Krajową Izbę Odwoławczą w dniu 27 września. Niestety, przez dostarczenie nowych dokumentów termin przesunięto na 11 października. Czy tym razem już się uda?
Ronson nie chce budować na działce oświatowej
W sprawie Lex Deweloper w Ursusie nie poznaliśmy jeszcze nowej koncepcji, ale Ronson ogłosił już, że nie ma powrotu do szkoły na działce oświatowej oznaczonej numerem 119/3.
Nowe pomysły będą pewnie dotyczyły zmiany układu lub wysokości bloków proponowanych przez dewelopera. Pismo rozesłane przez firmę Ronson Development do mieszkańców osiedla Ursus Centralny można znaleźć tutaj:
Przebudowa środkowej części Posagu 7 Panien, Habicha i kawałka “Goplany”
W Urzędzie Dzielnicy są już dostępne projekty przebudowy ul. Posag 7 Panien, ul. Habicha oraz ul. Kompanii AK “Goplana”. Nie mogę ich (chyba) zacytować w pełnym rozmiarze, natomiast udostępniam to, co udostępniła na swoim profilu na Facebooku radna Anna Lewandowska:
Ulica Edwarda Habicha
Ta dzieli się w projekcie na dwie części – jedną od ul. Kompanii AK “Goplana” do Posagu 7 Panien, nazwaną w planie miejscowym 40KD-D, pomiędzy osiedlami Next Ursus i Stacja Nowy Ursus.
Na tym odcinku ulica będzie miała dwa pasy ruchu po 2,5 metra każdy, parkowanie prostopadłe (naliczyłem 36 miejsc parkingowych), obustronną drogę dla rowerów, wyniesione przejścia dla pieszych, przejazdy rowerowe przy przejściach dla pieszych (trzech – jedno przy “Goplanie”, jedno przy Posagu i jedno pośrodku) oraz zielony pas rozdziału pomiędzy nimi.
W projekcie przewidziano też stojaki rowerowe przy budynkach, ławki, śmietniki oraz dużo zieleni – na fragmencie przy ul. Kompanii AK Goplana zmieszczą się aż cztery szpalery drzew.
Za Posagiem 7 Panien zaczyna się część ulicy Habicha oznaczona jako 41KD-D, pomiędzy osiedlami Mój Ursus oraz Ursus Factory. Tutaj plan przewiduje po jednym pasie ruchu w każdym kierunku o szerokości 3,5 metra i parkowanie równoległe po obu stronach ulicy. Jednostronna droga na rowerów będzie poprowadzona po stronie osiedla budowanego przez firmę Robyg.
Poza tym także pas zieleni pośrodku i dwa szpalery drzew, ale dla odmiany brak wyniesionych skrzyżowań (ewentualnie nie są one oznaczone w projekcie – ). Co ciekawe, na tym fragmencie ulicy znalazła się też rezerwa pod przystanki autobusowe.
Ulica Posag 7 Panien
Projekt obejmuje fragment ulicy od osiedla Next Ursus i urywa się przed skrzyżowaniem z ul. Herbu Oksza. Ścieżka rowerowa wytyczona po stronie osiedla Next Ursus, z przejazdami rowerowymi przez przejścia dla pieszych. Przystanki autobusowe przy rondzie z ul. Habicha. Szpalery drzew po każdej stronie ulicy. Po jednym pasie ruchu w każdym kierunku, pasy ruchu o szerokości 3,5 metra. Przejścia dla pieszych z azylami. Na rondzie dwa szpalery drzew. Brak miejsc postojowych – tak jak przewidziano w planie miejscowym.
Ograniczenia tonażowe
W skrócie – dopóki ulice nie zostaną przekazane miastu, niewiele da się zrobić. Natomiast po przekazaniu można będzie zwracać się w tej sprawie do Biura Zarządzania Ruchem Drogowym. Wydział Infrastruktury i Remontów miał wystosować zapytanie w tej sprawie do urzędników miejskich – dopytam, co z tego wyszło.
Estetyka
Niestety część azyli dla pieszych, wysepek itd. będzie wykonana z niezbyt ładnych prefabrykatów. Jest to efekt ustaleń z firmą Veolia, która nie chce mieć nad komorą ciepłowniczą żadnych trwałych elementów poza nawierzchnią. Za wyjaśnienia dziękuję p. Sławomirowi Cesarkowi z ursuskiego Wydziału Architektury i Remontów.
Terminy
Trudno powiedzieć cokolwiek na 100%, ale zgodnie z informacjami podawanymi przez radnych budowy ul. Habicha można się spodziewać do końca kwietnia 2023 roku, a czas oddania pierwszego fragmentu Posagu 7 Panien to grudzień 2023 roku. Przebudowa chodników przy ul. Kompanii AK “Goplana” ma być powiązana z w/w budowami.
Na przebudowę ulic Habicha i Posag 7 Panien wydano jedno pozwolenie na budowę (nr 47/A/2022), co sugeruje, że prace powinny się zaczynać lada moment. Czekam jeszcze na potwierdzenie tych informacji, ale wszystko wskazuje na to, że rok 2023 będzie początkiem ogromnych zmian w okolicy Posagu 7 Panien. Oby tak się stało!
Pełzający remont Gierdziejewskiego
Kilka miesięcy po “ratunkowym” remoncie Gierdziejewskiego Zarząd Dróg Miejskich zaczął pierwsze poprawki. Na pierwszy rzut poszły przejścia dla pieszych na skrzyżowaniu Posagu 7 Panien, Gierdziejewskiego i Czerwonej Drogi. Zmieniła się geometria skrzyżowania, a same przejścia odsunięto trochę od osi skrzyżowania.
Niestety, o sygnalizacji czy rondzie nadal nic nie wiadomo.
Remont ul. Walerego Sławka zbliża się do końca
W skrócie – prace nad opóźnionym remontem ul. Walerego Sławka trochę przyspieszyły, i asfaltowanie rozpoczęto jeszcze we wrześniu. Pozostaje mieć nadzieję, że to już ostatni tydzień w którym ulica pozostaje nieprzejezdna.
Kolejne utrudnienia na PKP
Na koniec smutna wieść z PKP – powtórzą się utrudnienia na linii łączącej Ursus z centrum, które miały miejsce w dniach 22 sierpnia – 3 września.
Kolejarze ostatnio nie dali rady przeprowadzić niezbędnych prac na dworcu Warszawa Zachodnia, wszystkie opóźnienia i odwołania pociągów poszły na marne, kilka osób straciło stanowisko, ale ostatecznie i tak robotę trzeba będzie zrobić. Szykujmy się zatem na utrudnienia na przełomie listopada i grudnia.
Aktualizacja mapy inwestycji
Naniosłem nowe inwestycje oraz terminy na moją mapkę. Kto nie widział, tego zachęcam do zapoznania się z materiałem 🙂
Dla osób, które nie znają sprawy – osiedle przy ul. Quo Vadis (zbudowane przez dewelopera na literę U) ukończono w 2019 roku. Niedługo po oddaniu osiedla do użytku okazało się, że w garażu podziemnym ma miejsce wyciek substancji pachnącej paliwem, a problem nasila się w trakcie ulewnego deszczu. Od tego czasu deweloper co jakiś czas dokonuje iniekcji (wstrzykiwania substancji uszczelniającej) w gruncie dookoła budynku, a skala problemu stopniowo się zmniejsza – choć zanieczyszczenia cały czas znajdują drogę do hali garażowej.
Według analizy chemicznej zleconej przez mieszkańców substancja to mieszanka węglowodorów aromatycznych – substancji ropopochodnych mogących mieć własności rakotwórcze. Bez wątpienia pochodzą one z czasów, gdy w tym miejscu działały Zakłady Mechaniczne “Ursus”.
Mieszkańcy dotkniętego wyciekiem bloku twierdzą, że działka na której zbudowano ich blok nie podlegała tzw. decyzji remediacyjnej – jak mówią, deweloper twierdzi, że Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska nie widziała potrzeby remediacji gruntu w tym miejscu, ponieważ badania nie wykazały obecności zanieczyszczeń. Decyzji takiej nie widać także w rejestrze kart informacyjnych RDOŚ.
Inni mieszkańcy osiedla mówią jednak, że deweloper poinformował ich o wydanej przez RDOŚ decyzji remediacyjnej, zapewniając, że do remediacji gruntu doszło. Zamieszkują jednak bloki oddane w kolejnych etapach, w których problem nie występuje. Czy możliwe jest, że deweloper poddał remediacji tylko część gruntu?
To jedna z hipotez. Według kolejnej, źródłem zanieczyszczeń są znajdujące się obok działki przeznaczone w przyszłości pod oświatę. Dopóki nie są zabudowywane, nie muszą być poddane remediacji, a każda ulewa wypłukuje z nich pozostałości dawnych procesów przemysłowych.
Żeby jednak mieć pewność, co jest źródłem zanieczyszczeń, trzeba by przeprowadzić badania. A do tych urzędnicy się nie palą.
PRL nie słynęła z troski o środowisko
Nigdy nie miałem wątpliwości co do poziomu dbałości Polski Ludowej o środowisko, ale naiwnie sądziłem, że nowsza część Zakładów – a w szczególności wielkie hale produkcyjne – nie były aż tak narażone na wycieki paliw, czy smarów. Zakładałem, że zanieczyszczenia mają charakter raczej punktowy, np. w miejscu dawnego magazynu farb i lakierów czy oczyszczalni ścieków. Z błędu wyprowadziły mnie wspomnienia przytoczone przez jednego z użytkowników forum Skyscrapercity:
“Fabryka (przypomnijmy, to przemysł ciężki) działała tam przez ponad 100 lat, w tym czasie w ziemię wsiąknęły dziesiątki albo i setki ton substancji ropopochodnych. Np. podłogi w niektórych halach były zrobione z drewnianych okrąglaków z wypełnieniem piaskiem właśnie po to, żeby rozlany syf szybko wsiąkał. To nie była cecha tylko fabryki w Ursusie, takie były standardy jeszcze do lat 80. Przez cały XX wiek nikt w Polsce nie zawracał sobie głowy ekologią, w fabrykach jedyne co się liczyło to produkcja i wykonanie planu. Było tak przed wojną, było w PRLu.
W latach 70., w czasach prosperity dla fabryki, miałem okazję dość często ją odwiedzać. Utkwił mi w pamięci obrazek gotowych ciągników wyjeżdżających z hali na plac. Było ciasno i żeby było łatwiej manewrować (kierowcy używali rozblokowanych hamulców), panowie wylewali stary olej na ziemię, dla poślizgu. Wszystko jedno jaki, transformatorowy, przepracowany z maszyn, cokolwiek. W ziemię wsiąkała mniej więcej jedna beczka 200l dziennie.
Jeszcze parę lat temu na tym terenie działała zlewnia płynnych odpadów niebezpiecznych teoretycznie dla Warszawy, a praktycznie dla całego województwa mazowieckiego. Była o to niejedna lokalna afera, ale jak to u nas, wszystko rozeszło się po kościach, nawiasem mówiąc za sprawą deweloperów/właścicieli działek. A przyjeżdżały garbarnie, galwanizernie, ogólnie największe płynne syfy, jakie tylko można sobie wyobrazić i nikt się nie przejmował nieszczelnymi zbiornikami przeżartymi przez chemię”.
Trzeba przyznać, że opisy te są bardzo sugestywne i cóż, wywołują ciarki na plecach. Potwierdza je też fragment z decyzji remediacyjnej RDOŚ dla jednej z działek przy Posagu 7 Panien (gdzie nakazano wymienić grunt):
“Na analizowanym terenie znajdowała się hala produkcyjna zakładów mechanicznych Ursus. Od strony południowo-wschodniej znajdował się kanał olejowy do zbiorników położonych po drugiej stronie od ul. Posag 7 Panien. Należy uznać, iż przyczyną zanieczyszczenia powierzchni ziemi była długotrwała działalność produkcyjna na tym terenie (…) Potencjalna możliwość powstania historycznego zanieczyszczenia powierzchni ziemi na analizowanym terenie może ponadto wynikać z wystąpienia w przeszłości sytuacji awaryjnej”.
Jednocześnie nie widzę powodu, aby wierzyć w bajki o tym, że “tereny po Ursusie to najbardziej skażone tereny w Europie po Czarnobylu”, jak głosili kiedyś właściciele firm działających na terenie Zakładów. Jasne, Ursus to był przemysł ciężki, ale w porównaniu np. do terenów po katowickiej Hucie Szopienice (gdzie w latach 70. tysiące dzieci zachorowało na ołowicę w wyniku zatrucia metalami ciężkimi) czy choćby i nawet warszawskiego zakładu chemicznego “Foton” na Woli poziom szkodliwych substancji w glebie jest zdecydowanie niższy. Po prostu rodzaj działalności przemysłowej prowadzonej w Ursusie nie był aż tak uciążliwy dla środowiska.
Nie znaczy to jednak, że działalność ta była dla środowiska obojętna, a zanieczyszczeń nie ma.
Czy III RP zmieniła podejście do zanieczyszczeń?
Po transformacji ustrojowej fabryka w Ursusie została w końcu zamknięta, a państwo polskie (przynajmniej na papierze) zobowiązało się do większej troski o środowisko. Na ile skuteczna była ta dbałość? To już pewnie zależy od indywidualnego przypadku.
Jeżeli chodzi o Ursus, znamienna jest sprawa neutralizatora odpadów przemysłowych, który znajdował się przy ul. Silnikowej. TVN Warszawa pisało o niej w 2012 roku. Firma deweloperska zburzyła wtedy budowlę wykorzystywaną do oczyszczania ścieków przemysłowych (filtrowano tam m.in. ścieki z lotniska czy ulic oddzielając szkodliwe substancje) wbrew wyrokowi sądu i zasypała ją ziemią z terenu budowy (“materiałem klasyfikowanym jako odpad”).
Sprawą zainteresowały się wtedy zarówno prokuratura jak i RDOŚ, chcąc dowiedzieć się m.in. co się stało z resztkami niebezpiecznych substancji pozostającymi w neutralizatorze. Z kolei gdy na miejsce przyjechał pracownik Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego, grupa “rosłych mężczyzn” próbowała mu grozić i wymusić na nim wpisanie do protokołu pozytywnych wniosków.
Ostatecznie wszystkie postępowania umorzono, a nikomu włos nie spadł z głowy. Obecnie na terenie dawnego neutralizatora znajduje się już nowe osiedle.
Jak wynika z raportu badania jakości gleby i ziemi nie były wykonywane od 2003 (!) roku w 13 z 18 dzielnic stolicy. Obowiązku nie dopełniono w dzielnicach Żoliborz, Śródmieście, Białołęka, Praga-Północ, Praga-Południe, Ursynów, Bemowo, Rembertów, Ursus, Wilanów, Wesoła, Ochota i Wawer.
Nawet gdy takie badania prowadzono, czyniono to niedokładnie. Na Woli przebadano 23 miejsca i to jedynie na terenach należących do miasta (44 proc. powierzchni dzielnicy). Działek będących w posiadaniu podmiotów prywatnych w ogóle nie przebadano, choć burmistrzowie dzielnic mają prawo występować do prywatnych właścicieli działek o udzielenie informacji o potencjalnych historycznych zanieczyszczeniach powierzchni ziemi. Jednak nie korzystają z niego prawie w ogóle. W ostatnich latach tylko dwóch burmistrzów wystąpiło z takimi wnioskami.
Jak te zaniechania wyjaśniano w urzędach dzielnic? Tłumaczono się m.in. „chęcią uniknięcia kosztów remediacji”, czyli usunięcia zanieczyszczeń z powierzchni ziemi.
“W świetle takich zaniedbań nie dziwi, że w Warszawie stwierdzono przypadki lokalizacji inwestycji na terenach potencjalnie historycznie zanieczyszczonych lub na terenach skażonych. Kontrolerzy NIK wskazali dwa przypadki prowadzenia inwestycji na terenach zanieczyszczonych, podczas gdy w urzędach posiadano wiedzę o występująch tam skażeniach powierzchni ziemi. Przed rozpoczęciem prac budowlanych, nie przeprowadzono tam remediacji, pomimo takiej konieczności.
Chodzi tutaj o głośny przypadek budowy osiedla Wola Libre przy ul. Obozowej 20 z 2016 roku, a także o inwestycję mieszkaniową na ulicy Klasyków (wcześniej na tych terenach znajdowały się zakłady Pollena-Aroma; ziemia była skażona substancjami petropochodnymi, a mimo to przed rozpoczęciem prac budowlanych nie przeprowadzono remediacji). W czasie prac budowlanych w tej pierwszej lokalizacji, wykryto takie niebezpieczne dla zdrowia substancje jak chloronaftalen, kreol, chlorofenol czy toluen. Kontakt z nimi może wywoływać silne zatrucia, zaburzenia układu krwionośnego i sprzyja rozwojowi nowotworów.”
Dodam tylko, że problem nie poddawania remediacji gruntów poprzemysłowych występuje właściwie we wszystkich dzielnicach, w których za PRL działały zakłady przemysłowe. Na Pradze-Północ na ten przykład głośna była sprawa budowy osiedla na miejscu nielegalnie zburzonej parowozowni, gdzie podczas robienia wykopu pod fundamenty ze studzienek kanalizacyjnych w okolicy wybijały substancje ropopochodne (najpewniej wylewane prosto „do ziemi” przez cały czas działania zakładu).
Wydaje się, że w ostatnich latach zaczęto przywiązywać nieco większą wagę do pozyskiwania decyzji remediacyjnych oraz remediacji gruntu. Nie ma jednak na ten temat konkretnych danych – może być to tylko moje wrażenie.
I tak na przykład dla osiedla “Mój Ursus” położonego na działkach o nr ew. 126/1, 126/4, 126/5 wydano decyzję o remediacji gruntu o powierzchni 1,57 ha w związku z zanieczyszczeniami chemicznymi (oleje mineralne, naftalen, antracen, benzo(a)antracen, chryzen, benzo(b)fluoranten, benzo(k)fluoranten, benzo(a)piren, dibenzo(a,h)antracen, indenol(1,2,3-c,d)piren, benzo(g,h,i)perylen). Prace obejmowały usunięcie skażonego gruntu i przekazanie go do unieszkodliwienia, wypełnienie ubytków czystym kruszywem oraz stałą kontrolę, pobieranie próbek i badanie ich.
Z kolei dla przeznaczonej na oświatę działki o numerze 124/3 (to tu ma powstać szkoła przy Hennela) wydano decyzję, na podstawie której trzeba usunąć do 0,25 metra gruntu z mniej skażonych miejsc i do 3 metrów z bardziej skażonych oraz położenie izolacji, mającej na celu uniemożliwienie wypływania zanieczyszczeń, które mogły znaleźć się poniżej głębokości 3 metrów. Remediacja ma dotyczyć całego obszaru działki.
Numery działek można sprawdzić na stronie urzędu miasta (trzeba zaznaczyć “działki ewidencyjne” w menu). Zawsze można też wysłać maila do RDOŚ z prośbą o informację publiczną dotyczącą remediacji.
Czy to wystarczające działania? Nie wiem. Zdjęcie kilku metrów zanieczyszczonego gruntu i zastąpienie go czystą ziemią brzmi jak wystarczająca gwarancja bezpieczeństwa, ale może to złudne wrażenie.
Jakie mogą być konsekwencje skażenia gruntu?
Nie napiszę tu niczego odkrywczego. Zanieczyszczenie jest groźne, jeżeli w jakiś sposób może przeniknąć do naszego organizmu. Jeżeli jest szczelnie zabetonowane pod halą garażową – nie powinno nam zagrażać. Niestety, nie jest to reguła.
Po pierwsze – jeżeli syf wycieka (tak jak w garażu przy Quo Vadis), to jesteśmy narażeni na wdychanie szkodliwych oparów.
Po drugie – jeżeli syf znajduje się we wierzchniej warstwie ziemi, to wdychanie pyłu także naraża nas na wdychanie toksycznych substancji. Podobnie będzie w przypadku kontaktu z gruntem, zabawy w błocie na niezabudowanych działkach itd.
Po trzecie – warzywa i owoce, które wyrosły na zanieczyszczonym gruncie najpewniej także będą zanieczyszczone.
Nie ma natomiast ryzyka zanieczyszczenia wody, jako, że ujęcie wody znajduje się pod dnem Wisły, a zgodnie z obowiązującymi prawami fizyki zanieczyszczenia nie są w stanie przeniknąć z otoczenia do instalacji pod ciśnieniem – np. wodociągu miejskiego.
Czy są powody do niepokoju? W przypadku w którym zanieczyszczenia wyciekają do garażu – niestety tak. W pozostałych przypadkach – trudno powiedzieć bez badań. Niestety, takie badania są drogie (gdy sprawdzałem, koszt zrobienia zaledwie kilku odwiertów na terenie osiedla oraz badań próbek gleby zaczynał się od 20 tysięcy złotych) a żadna instytucja nie pali się do ich przeprowadzania.
Ja sam zdecydowałem się podjąć ryzyko i jestem zdania, że remediacja gruntu na którym wybudowano osiedle to wystarczająca gwarancja bezpieczeństwa.
Mimo tego, z pewnością warto odpuścić sobie uprawę czegokolwiek jadalnego w ogródkach – nawet mimo remediacji – i naciskać na władze lokalne, aby zaczęły “odrabiać lekcje” w sprawie badań i kontroli zanieczyszczeń.
Na koniec wakacji przygotowałem krótkie podsumowanie dzielnicowych nowości za miesiąc lipiec i sierpień 2022 roku. Jak to zwykle latem bywa, nie działo się bardzo dużo. Jest jednak kilka ważnych aktualizacji w sprawie infrastruktury drogowej.
Opóźniony remont ul. Walerego Sławka
Zarząd Dróg Miejskich potwierdził opóźnienie przebudowy ul. Walerego Sławka – okazało się, że podbudowa nie utrzyma nowej warstwy asfaltu, podpisano aktualizację budowy z wykonawcą i od sierpnia prace ruszyły z kopyta. Niestety, zwiększenie zakresu przebudowy wydłużyło też czas trwania remontu – obecnie asfaltowanie jest planowane na początek października 2022 roku.
Kanalizacja na Ryżowej
W związku z budową kanalizacji pod ul. Ryżową, ulica została wyłączona z użytku na odcinku od Prystora do Jerozolimskich do końca września 2022 roku. Póki co nic nie wskazuje na to, aby termin był zagrożony.
Unieważnienie wyboru oferty na szkołę przy Hennela
Niestety, firmy biorące udział w przetargu na budowę szkoły przy Hennela odwołały się od wyboru najkorzystniejszej oferty. Wybór został unieważniony a oferty będą teraz ocenione powtórnie. Odwołania to standardowa procedura przy zamówieniach publicznych, także nie jest to nic niespodziewanego – niemniej jednak szkoda, że się zdarzyło.
Według radnej Lewandowskiej ze Stowarzyszenia Obywatelskiego jest to opóźnienie, którego władze dzielnicy się spodziewały i mieści się ono w założonym „buforze czasowym”. Mam nadzieję, że faktycznie tak będzie – szkoła musi zostać wybudowana do końca 2025 roku, inaczej przepadnie darowizna działki pod placówkę.
Jeżeli chodzi o budowę przedszkola, według Urzędu Dzielnicy nadal realny jest koniec 2024 roku, choć nadal nie ogłoszono przetargu na budowę placówki. Ma być jednak mniejsza i mniej skomplikowana w budowie od szkoły.
Pozwolenie na budowę magazynów
Jak wynika z Planu Miejscowego, w północnej części osiedla Szamoty mają znaleźć się zakłady magazynowo-produkcyjne. Jeden z nich – przy ulicy Licencyjnej – uzyskał niedawno pozwolenie na budowę. Będzie go budować firma Crossbay. Drugi z nich – przy ul. Kompanii AK „Goplana” – ma być budowany przez firmę Panattoni i nie ma jeszcze pozwolenia na budowę.
Ruch ciężarówek do magazynów ma się odbywać przez ul. Licencyjną – niemniej jednak nie ma jeszcze decyzji o budowie połączenia ul. Licencyjnej z ul. Gierdziejewskiego. Za budowę tego skrzyżowania ma odpowiadać Zarząd Dróg Miejskich.
Lex Developer na Szamotach
Deweloper Ronson ogłosił plan budowy osiedli w trybie „Lex Deweloper” na Szamotach. W dużym skrócie, deweloper proponuje budowę osiedla mieszkalnego ze szkołą na działce, którą obecnie zajmuje ogromna Hala Tłoczni przy skrzyżowaniu ul. Gierdziejewskiego i Posagu 7 Panien oraz mniejszego osiedla na działce oświatowej znajdującej się przy skrzyżowaniu ulic Taylora i Gierdziejewskiego (vis a vis Bazarku Ursus).
Obecnie Ronson pracuje nad zmianą koncepcji, którą ma zaprezentować mieszkańcom we wrześniu 2022 roku. Czy uda się pogodzić interesy mieszkańców Szamot, dewelopera oraz Zarządu Dzielnicy? Czas pokaże.
Osiedle Murapolu coraz bliżej?
Osiedle na miejscu „Hali Mazi” przy Posagu 7 Panien coraz bliżej. Jak donoszą pracownicy Mazi, firma ma czas na wyprowadzkę do września 2022 roku, potem ma zacząć się rozbiórka. Deweloper złożył także wniosek o pozwolenie na budowę (PnB) oraz pozwolenie na rozbiórkę hali. Kiedy dojdzie do budowy samego osiedla – jeszcze nie wiadomo. Na stronach firmy Murapol nie ma jeszcze żadnej informacji o nowym osiedlu.
Połaczenie Tomcia Palucha i Sosnkowskiego
Urząd Dzielnicy ma w planach budowę skrzyżowania w rejonie ulic Tomcia Palucha, Starodęby i Sosnkowskiego. Analizy mają potrwać pięć miesięcy. Wstępny projekt łącznika zakłada budowę skrzyżowania typu „T” z drogą dla rowerów po jednej stronie – jeżeli budowa dojdzie do skutku, znacząco ułatwi dojazd do al. Jerozolimskich.
Planowanie przestrzenne w Polsce kuleje. Od czasu reformy planowania w latach 90. (weszła w życie w 2003 roku, unieważniając wszystkie uchwalone w PRL plany miejscowe) gminy mają obowiązek sporządzania Studium Uwarunkowań i Kierunków Zagospodarowania Przestrzennego – dokumentu strategicznego, który jednak nie jest wiążący dla mieszkańców, deweloperów czy innych podmiotów gospodarczych.
Sporządzanie Miejscowych Planów Zagospodarowania Przestrzennego (w skrócie MPZP) co prawda też jest obowiązkowe, ale nie ma dla nich wyznaczonych sztywnych ram czasowych. W efekcie w Warszawie większość terenów (ok. 60%) nie jest objętych MPZP. Znaczy to, że można na nich budować w zasadzie wszystko, co zmieści się w pojemnym worku “Warunków Zabudowy”, byle tylko nie odstawało za bardzo od okolicznych budynków. Jest to proces bardzo uznaniowy i – jak pokazuje przykład np. byłego burmistrza dzielnicy Włochy, którego CBA zatrzymało po przyjęciu łapówki od dewelopera – potencjalnie korupcjogenny.
Mimo tego, Miejscowych Planów Zagospodarowania Przestrzennego stale przybywa. Obszary objęte takimi planami nie mogą już być zabudowywane “wedle uznania” – obowiązują na nich rozmaite wytyczne, np. dotyczące ilości zieleni, wysokości budynków, przebiegu dróg, sąsiedztwa inwestycji czy liczby miejsc parkingowych.
Każdy nowy budynek w teorii powinien spełniać wymogi planu, inaczej nie zostanie dopuszczony do użytku. Istniejące budynki takich warunków spełniać nie muszą. Tyle podstaw.
Co gwarantuje plan
Plan Zagospodarowania jest obowiązującym aktem prawa miejscowego, a to oznacza, że do jego zapisów trzeba się w większości przypadków bezwzględnie stosować. Znika dowolność w wydawaniu decyzji o Warunkach Zabudowy (WZ) – jeżeli plan uwzględnia zabudowę do 4 pięter, to Pozwolenie na Budowę (PnB) może zostać wydane tylko na obiekt mający do 4 pięter.
MPZP może ponadto regulować także inne aspekty przestrzeni publicznej, mianowicie:
Przebieg i klasę dróg znajdujących się na terenie objętym planem (w tym dróg dla rowerów);
Dopuszczalne ogrodzenia i przebieg ciągów pieszych;
Lokalizację i wygląd nośników reklamowych;
Linie zabudowy (czyli nie tylko wysokość, ale też sposób w jaki budynki wypełniają przestrzeń);
Liczbę miejsc parkingowych, stojaków dla rowerów itd.
Lokalizację parków, skwerów, trawników, szpalerów drzew itd.
Dopuszczalną działalność gospodarczą na danej działce;
Lokalizację usług publicznych, w tym pętli autobusowych, przychodni, szkół itd.
Każdy MPZP jest publikowany w dwóch wersjach – rysunku technicznego oraz tekstu. Rysunek techniczny jest pomocniczy względem tekstu planu, który o wiele bardziej szczegółowo definiuje wszystkie kwestie związane z poszczególnymi działkami czy ulicami.
Jak widać, MPZP w znaczący sposób określa co można robić na danym obszarze, a czego nie. Każde naruszenie MPZP może zostać zgłoszone do Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego (PINB), który to może wydać np. nakaz rozbiórki ogrodzenia albo demontażu billboardu reklamowego.
Plan w porównaniu do braku planu jest silnym gwarantem ładu przestrzennego. Nie znaczy to jednak, że nie da się go ominąć. Pierwszym sposobem jest oczywiście zmiana MPZP – jak każdy akt prawny, może on zostać zmieniony. To jednak nie jest prosta procedura i protesty mieszkańców mogą na długie lata zablokować zmiany w planie.
Na (nie)szczęście dla mieszkańcow, są także inne sposoby, mianowicie specustawy. Specustawy pozwalają na ignorowanie przepisów prawa miejscowego inwestorom. Uchwalono je aby przyspieszyć proces budowy:
Dróg (specustawa drogowa)
Linii kolejowych (specustawa kolejowa)
Osiedli mieszkaniowych (tzw. “lex deweloper”)
Istnieją także inne specustawy, od koronawirusowej po lotniskową, ale w praktyce zazwyczaj mieszkańcom idzie mierzyć się z jedną z trzech powyższych specustaw.
Specustawa Drogowa
Założeniem specustawy drogowej było przyspieszenie budowy dróg publicznych, zwłaszcza autostrad i dróg ekspresowych. Można z czystym sumieniem powiedzieć, że cel udało się osiągnąć. Pozostały jednak skutki uboczne.
Ponieważ budowa na podstawie specustawy drogowej jest prostsza niż na podstawie pozwolenia na budowę, drogowcy notorycznie sięgają po Zezwolenie na Realizację Inwestycji Drogowej (ZRID) nawet w przypadku dróg lokalnych. Pozwala to na błyskawiczne wywłaszczenie (za odszkodowaniem) i budowę drogi nawet jeżeli nie jest ona zgodna z planem miejscowym.
Planiści i prawnicy nie są zachwyceni tym rozwiązaniem, choć inżynierowie bronią go, twierdząc, że plany miejscowe często są tworzone przez architektów, którzy nie znają dobrze przepisów dotyczących budowy dróg, przez co rozwiązania zapisywane w MPZP nie przystają do rzeczywistości. Zdarza się też, że przepisy i standardy ulegają zmianie, a wtedy jedynym sposobem na pogodzenie dwóch sprzecznych aktów prawnych może być właśnie specustawa drogowa.
Specustawa Kolejowa
Specustawa kolejowa jest odpowiednikiem specustawy drogowej dotyczącej linii kolejowych. Odpowiednikiem ZRID jest tutaj Ustalenie Lokalizacji Linii Kolejowej (ULLK) – podobnie jak w przypadku specustawy drogowej, pozwala ona na szybkie wywłaszczenie i zastępuje pozwolenie na budowę, znacząco skracając formalności.
Linie kolejowe buduje się jednak w Polsce dużo rzadziej niż drogi, tak więc wpływ ULLK na planowanie przestrzenne jest (póki co) odpowiednio mniejszy.
Niedawna nowelizacja Lex Deweloper pozwala także na zamianę działek handlowych i biurowych na mieszkaniowe. W założeniu ustawodawcy, ma ona pozwolić na wymianę niepotrzebnych już biur i galerii handlowych na nowe mieszkania.
Lex Deweloper nie jest jednak narzędziem tak uznaniowym i tępym jak decyzja o Warunkach Zabudowy (WZ). Aby proces zakończył się sukcesem, trzeba złożyć odpowiedni wniosek do Rady Gminy (lub Rady Miasta), gdzie musi on zostać przegłosowany przez radnych. Ponadto deweloper musi zapewnić odpowiedni dostęp do komunikacji zbiorowej oraz miejsca w szkołach dla dzieci mieszkańców. Dopiero gdy te wszystkie warunki zostaną spełnione, deweloper może dostać zgodę na zmianę przeznaczenia działki.
W praktyce nie każdy wniosek o Lex Deweloper spotyka się z przychylną reakcją radnych – w Warszawie jak do tej pory wszystkie wnioski dotyczące np. terenów zielonych były odrzucane bądź wycofywane przez deweloperów.
Swoją drogą, do obowiązków prowadzącego inwestycję – ze względu na zmiany w ustawie o drogach publicznych – należy także partycypacja w kosztach budowy lub remontu infrastruktury drogowej. Dotyczy to zarówno tych budujących na podstawie WZ jak i tych, którzy do inwestycji wykorzystują specustawę.
W Warszawie poziom partycypacji dewelopera zależy od łącznego metrażu mieszkań budowanych w ramach inwestycji – im więcej mieszkań, tym więcej dołożyć musi deweloper.
Nie każdy plan jest dobry
Choć przy zaledwie 40% pokrycia Warszawy MPZP może to zabrzmieć kontrowersyjnie, nie każdy plan zagospodarowania jest dobry. Część z nich uchwalono przed laty – przykładem niech będzie choćby plan dla Targówka Przemysłowego uchwalony już w 2000 roku, kiedy w okolicy prężnie działały jeszcze chociażby Zakłady Tłuszczowe.
Obecnie w okolicy przemysłu jest coraz mniej, tymczasem tereny znajdujące się blisko centrum ulegają coraz intensywniejszej zabudowie mieszkaniowej. W tym kontekście wniosek o Lex Deweloper dla tej okolicy wcale nie brzmi tak źle – zwłaszcza, że nikomu nie pali się do zmiany obowiązującego planu.
Plan ten podlega pod tzw. plany utrzymaniowe – czyli plany, w przypadku których planista odwzorował stan istniejący i przypieczętował go w MPZP “na zawsze”. Jeżeli w międzyczasie charakter okolicy znacząco się zmienia, plan zamiast chronić porządek urbanistyczny po prostu blokuje niezbędne zmiany.
MPZP – czy warto?
Niezależnie od błędów, specustaw oraz problemów z MPZP z całą pewnością warto dopingować urzędników w kwestii ich uchwalania. Porządek urbanistyczny nie jest wartością samą w sobie, ale wynikają z niego bardzo wymierne korzyści – mniejszy czas stracony w korkach, lepsza dostępność usług publicznych, lepsza estetyka przestrzeni.
Oczywiście kosztem tego jest wymuszenie na inwestorach określonych zachowań i ograniczenie wolności do dysponowania własną działką. Nie jest to jednak nic nowego, a w nowoczesnym społeczeństwie nie powinno też nikogo szczególnie dziwić – pełna dowolność do dysponowania własną działką w praktyce oznaczałaby brak możliwości zbudowania jakiejkolwiek drogi czy wytyczenia jakiegokolwiek parku, o patologicznych przypadkach takich jak lokowanie wysypiska śmieci pomiędzy blokami nie wspominając.
Za nami pierwsze ze spotkań w sprawie projektu “Nowy Ursus” przedstawionego przez firmę Ronson.
Przypominamy, deweloper planuje złożyć wniosek w trybie tzw. “Lex Deweloper”, aby na jego podstawie, wbrew zapisom Miejscowego Planu Zagospodarowania Przestrzennego (MPZP) wybudować dwa nowe osiedla (jedno na miejscu działki przy ul. Gierdziejewskiego, przeznaczonej w MPZP pod oświatę, a drugie na działce przeznaczonej pod przemysł, w miejscu obecnej Hali Tłoczni) oraz szkołę podstawową (również na działce przemysłowej).
Z pewnością dopisała frekwencja. Na spotkaniu było grubo ponad 200 mieszkańców. Oprócz przedstawicieli dewelopera, zaszczycili nas także m.in. burmistrz Olesiński i wiceburmistrz Krzemień, przedstawiciele ratusza oraz radni dzielnicy oraz miasta (m.in. radny Grylak oraz radny Dratkiewicz).
Przedstawiciele dewelopera próbowali zaprezentować koncepcję przed odpowiadaniem na pytania, ale atmosfera na sali była na tyle napięta, że zdecydowano się na rozpoczęcie dyskusji wcześniej. Wśród głosów mieszkańców praktycznie nie dało się słyszeć poparcia dla planów dewelopera.
Czego zatem się dowiedzieliśmy?
Deweloper i dzielnica dogadali się w sprawie “zamiany” działek już w październiku 2021. Zmiana nastąpiła z inicjatywy władz dzielnicy (sic!);
Przedstawicielka zarządu Ronsona potwierdziła, że w tym samym czasie Ronson sprzedawał III etap osiedla “Ursus Centralny” mówiąc klientom, że w sąsiedztwie będą mieli szkołę (zgodnie z MPZP);
Zamiana motywowana jest chęcią wybudowania większej szkoły dla większej liczby uczniów. Nie wspomniano nic o zwiększonych zyskach z budowy osiedla bliżej stacji kolejowej oraz budowie bloków o wiele wyższych i zajmujących większą część działki od tego, co przewidywał MPZP w przypadku szkoły.
Jakie wnioski wyciągnęliśmy?
Deweloper, miasto i dzielnica są świetnie przygotowani i mają dobrą kontrę na większość argumentów. Nie odpowiadają natomiast na niewygodne pytania (np. takie, dlaczego sprzedawano mieszkania “w sąsiedztwie szkoły” gdy wiadomo już było o planach wykorzystania Lex Deweloper);
Przedstawiciele dewelopera entuzjastycznie zareagowali na propozycję zmniejszenia bloków przy Gierdziejewskiego. Zapewne będą chcieli prowadzić negocjacje w tę stronę;
Władze dzielnicy próbowały wmówić mieszkańcom, że protesty przeciwko planowi dewelopera pozbawią dzieci z Ursusa szkoły. Naszym zdaniem to absolutnie niedopuszczalna retoryka. Zgodnie z MPZP na terenie Szamot jest jeszcze kilka działek oświatowych, a obowiązkiem dzielnicy jest zapewnienie odpowiedniej liczby szkół. Mamy wrażenie, że “dealem” z deweloperem zarząd próbuje przykryć przedłużającą się w nieskończoność budowę szkoły przy Hennela;
Mieszkańcy nie protestują przeciwko szkole. Mieszkańcy protestują przeciwko potajemnym próbom majstrowania przy MPZP. Gdyby trzymano się wersji ze szkołą przy Gierdziejewskiego, reakcja mieszkańców pewnie byłaby inna.
Uważamy, że plany Ronsona i zaprzęgnięcie do ich realizacji ustawy Lex Deweloper tworzy groźny precedens. Szamoty to jedno z niewielu osiedli planowanych i realizowanych od początku zgodnie z przemyślanym i kompleksowym planem miejscowym.
Obawiamy się, że gdy już jedna działka oświatowa ulegnie zabudowie, kolejne wnioski o Lex Deweloper dotkną też działek oświatowych między Posagiem 7 Panien a Silnikową, a argumenty przeciwko tym zmianom będą zbijane przez Zarząd Dzielnicy stwierdzeniem, że przecież szkoła została już wybudowana.
Zabudowa zgodna z zapisami MPZP gwarantuje, że na Szamotach docelowo zamieszka ok. 25 tysięcy osób. Kolejne roszady zmieniające działki oświatowe i przemysłowe w mieszkalne mogą podnieść ten wynik potencjalnie nawet do 35 tysięcy. Warto zauważyć, że także w nowym planie dla Gołąbek przewidziana jest nowa zabudowa wielorodzinna.
Tymczasem jeszcze przed rozpoczęciem intensywnej zabudowy na terenie Zakładów Mechanicznych dzielnica liczyła sobie trochę ponad 60 tysięcy osób – jak infrastruktura poradzi sobie z takim wzrostem populacji dzięki mieszkaniom dopchniętym “na kolanie” wbrew zapisom planu miejscowego?
—
PS. Podsumowanie spotkania powstało dzięki uczestnictwu Karola Bąkowskiego i Krzyśka Jarosza w ramach inicjatywy Bezpieczny i Zielony Ursus. Wielkie dzięki!
PS2. Podsumowanie zniknęło z Facebooka przez problemy z funkcją „nowych profili na Facebooku”. Podobno kiedyś wróci, ale pomoc techniczna oferowana przez platformę jest nieistniejąca…
Już niedługo powinniśmy doczekać się decyzji środowiskowej dla Obwodnicy Śródmieścia (od Ronda Wiatraczna do ul. Radzymińskiej);
Miasto chce ponownie ocenić projekty węzłów Radzymińska i rondo Żaba;
Nadal brakuje środków w budżecie, a koszty inwestycji w porównaniu do 2017 roku z pewnością wzrosły ponad planowane 1,5 miliarda złotych.
Obwodnica Śródmieścia to jedna z najważniejszych stołecznych tras mających na celu wyprowadzenie ruchu z centrum Warszawy. Prowadzi od Trasy Łazienkowskiej przez plac Zawiszy, rondo Babka, most Gdański po ulicę Stefana Starzyńskiego. Dalej trasa obwodnicy się urywa. Kiedyś miała przebiegać śladem tzw. Trasy Tysiąclecia, obecnie rezerwa pod obwodnicę jest wytyczona już na Targówku, za wałem kolejowym, a dalej wiaduktem nad torami do Ronda Wiatraczna (pod którym obwodnica miałaby biec w tunelu).
Budowę obwodnicy obiecywano już w 2004 roku, następnie temat wrócił na Euro 2012, a od tego czasu dokończenie ringu regularnie wraca w obietnicach wyborczych, a potem budowa jest odkładana “na później”. Tyle historii.
Ostatnie przesunięcie budowy miało miejsce w roku 2019. Od tego czasu prace – przynajmniej na poziomie kompletowania niezbędnej dokumentacji – toczą się, ale w iście żółwim tempie.
Decyzja środowiskowa
Odcinek od ronda Wiatraczna do ulicy Radzymińskiej nadal nie doczekał się wydania decyzji środowiskowej – to podstawowy dokument niezbędny do rozpoczęcia budowy. Po kilku latach przepychanek między stołecznym ratuszem a Regionalną Dyrekcją Ochrony Środowiska raport dotyczący oddziaływania inwestycji na środowisko uznano wreszcie za kompletny.
Do końca lipca będą trwały obowiązkowe konsultacje społeczne (można wziąć w nich udział wysyłając e-mail pod adres warszawa@rdos.gov.pl). Przy dobrych wiatrach wydania decyzji środowiskowej możemy spodziewać się jeszcze w tym roku.
Studium komunikacyjne
Sprawę jednak komplikuje fakt, że na odcinek od Radzymińskiej do Ronda Żaba niedawno zamówiono opracowanie studium komunikacyjnego. Dokument ten ma m.in na nowo przeanalizować rozwiązania węzła Żaba i węzła Radzymińska, z uwzględnieniem planowanej przez PKP PLK rozbudowy układów torowych i nowych przystanków kolejowych w rejonie węzła Żaba, a także na nowo zdefiniować wzajemne powiązania transportu publicznego oraz ciągi piesze i rowerowe (w obecnym, wstępnym projekcie zwłaszcza węzeł z ul. Radzymińską utrzymuje wszystkie patologie w ruchu pieszych z jakimi ta okolica obecnie się boryka), w celu stworzenia efektywnych węzłów przesiadkowych.
Na dziś nie jest wiadome czy powyższe opracowanie będzie musiało zmieścić się w granicach określonych w nadchodzącej decyzji środowiskowej, czy też będzie mogło wychodzić znacząco poza nie. Od tego zależeć będzie, czy będzie potrzebne wydanie dodatkowych dokumentów (w najgorszym wypadku – nowej decyzji).
Skąd wziąć pieniądze?
Kolejny poważny problem stanowi fakt, że nawet na budowę obwodnicy od ronda Wiatraczna do ul. Radzymińskiej póki co nie ma pieniędzy. Jeszcze przed gwałtownym wzrostem inflacji i kryzysem na rynku materiałów budowlanych wyceniano jej budowę na ok. 1,5 miliarda złotych.
Koszty te z całą pewnością znacząco wzrosły, a dodatkowo mocno windują je planowane rozwiązania – tunel pod rondem Wiatraczna oraz przekrój od 3 do 4 pasów ruchu szerokości.
Bez wsparcia unijnego albo rządowego Warszawie trudno będzie znaleźć tak ogromne środki – a podobno “odchudzenie” inwestycji albo etapowanie jej nie wchodzi w grę. Szkoda.
Dlaczego obwodnica jest potrzebna?
Budowa obwodnicy Śródmieścia pozwoliłaby na odciążenie z tranzytu ulicy Targowej i znacząco skróciła czas przejazdu między Pragą-Północ a Pragą-Południe. Nieustająco kibicujemy jej budowie, choć mamy nadzieję, że urzędnicy poprawią projekt – zwłaszcza pod kątem wygody pieszych, rowerzystów i pasażerów transportu publicznego.
Obwodnica powinna stanowić także szybką trasę dla autobusów (jak chociażby na Trasie Łazienkowskiej) i integrować różne środki transportu publicznego poprzez wygodne węzły przesiadkowe, a nie wyłącznie stanowić szybką trasę dla komunikacji indywidualnej.
Warto, aby stołeczni urzędnicy mieli to na uwadze, zwłaszcza biorąc pod uwagę skalę i cenę tej ważnej dla Pragi inwestycji!
Kolejne głosowanie w Budżecie Obywatelskim za nami. Zwycięskie projekty tradycyjnie już w dużej części dotyczą zieleni i rowerów. Dla niektórych radnych to cierpienie nie do zniesienia.
“Przegląd Praski” szczuje po porażce
W tym roku żaden z projektów zgłoszonych na Pradze-Północ przez ponure stowarzyszenie “Kocham Pragę” nie dostał się do finału, mimo ogromnego wsparcia ze strony radnych, urzędników i zarządu dzielnicy. Na łamach “Przeglądu Praskiego” wydawanego przez praskiego radnego-hejtera Kamila Ciepieńko ukazał się artykuł tej treści:
Moim zdaniem redakcja powinna cieszyć się z porażki. Gdyby projekt neonu reklamującego “Kocham Pragę” przeszedł w głosowaniu, anonimowy mieszkaniec będący jego autorem zapewne skończyłby z zarzutami w związku z finansowaniem kampanii wyborczej z budżetu gminy.
Gdyby towarzystwo z “Kocham Pragę” uczyło się na swoich błędach, porażkach i nieprzyjemnych przygodach z prawem być może dostrzegliby dlaczego na Pradze-Północ każdego roku wygrywają projekty związane z zielenią. Niestety nie widzę na to większych szans, więc pewnie zamiast tego zabetonują kolejny skwer albo wytną więcej drzew w imię “walki z lewacką ideologią”.
Radny Kobyliński przegrywa nawet, gdy wygrywa
Dużo bardziej kuriozalny jest komentarz Ernesta Kobylińskiego, praskiego radnego “Solidarnej Polski” (to ta partia Ziobry), związanego niegdyś z pismem “Nacjonalista” i Rodziną Radia Maryja.
Ogólnie wyniki głosowania na poziomie Warszawy są całkiem rozsądne. Niestety nie można tego powiedzieć o głosowaniu w Dzielnicach. Na Pradze-Północ przeszedł tylko jeden sensowny projekt.
W innych Dzielnicach też nie wygląda to dobrze. Często na poziomie Dzielnic głosowanie zostało zdominowane przez lokalne grupki tzw. pato-aktywu. To bardzo niebezpieczny precedens, który z roku na rok jest coraz bardziej widoczny.
Frekwencja w głosowaniu kolejny raz okazała się porażką. W skali miasta, które ma około 2 miliony mieszkańców, głosowało około 90 tyś. osób. Kolejny rok widać, że BO mieszkańców nie interesuje. Przez to na poziomie Dzielnic przechodzą projekty nieistotne a czasem nawet szkodliwe, które zdobywają niewielką ilość głosów.
Kuriozalny, bo jeden z projektów Ernesta ukończył głosowanie na 3 miejscu wśród projektów ogólnomiejskich. Radny chwali się, że zdobył 23 tysiące głosów, co pokazuje, że (zwłaszcza na poziomie dzielnic) projekty związane z zielenią i rowerami to efekt mobilizacji “lewicowych fanatyków”.
Tymczasem jakie projekty zajęły miejsce 1 i 2?
2050 Drzew dla Warszawy (27805 głosów)
Asfaltowe Drogi dla Rowerów (27618 głosów)
Projekt Ernesta wygrał, bo było na niego zapotrzebowanie, a nie dlatego, że radny jest jakąś ikoną antysystemowości. Jego galeria niespełnionych obietnic Trzaskowskiego zebrała zaledwie 1054 głosy – czyli o 17 tysięcy mniej od projektu dotyczącego ławek oraz 20 tysięcy mniej od projektu dotyczącego kontraruchu rowerowego.
Jaki z tego wniosek? Przechodzą projekty dobre, o chwytliwych nazwach i na które jest zapotrzebowanie. Inne w głosowaniu giną. Radny przejechał się na taktyce zgłaszania kilkudziesięciu projektów do dzielnicowego BO, więc teraz BO jest zły. Proste.
W dalszej części wpisu radny Kobyliński pisze, że wpisanie Budżetu Obywatelskiego do ustawy było błędem, a BO w Warszawie powinien zostać zlikwidowany lub “zawieziony” (sic), ponieważ się nie sprawdza.
Prawda jest jednak nieco inna od wyobrażeń radnego. Gdyby BO nie wpisano do ustawy, lokalni watażkowie po prostu by go nie stosowali, jeszcze bardziej ograniczając prawo mieszkańców do decydowania o swoich własnych podatkach. Biorąc pod uwagę nacjonalistyczne zapędy Ernesta, nie dziwi mnie, że to właśnie jemu marzy się zamach na demokrację bezpośrednią.
No dobra, ale co z frekwencją?
W tym roku frekwencja wyniosła 88861 głosów. Nie będę pisał, że to wynik dobry, bo nie jest dobry. To prawie 5 tysięcy głosów mniej niż w roku poprzednim, a spadek jest stały i widoczny od lat.
Jak to zmienić? Nie wiem. Sam uczestniczę aktywnie w promocji projektów do Budżetu Obywatelskiego i widzę wyraźnie, że zainteresowanie wzrasta pierwszego i ostatniego dnia, a poza tym BO jest praktycznie niewidoczny. Na pewno mają na to wpływ zawłaszczanie budżetu przez radnych oraz niejasne kryteria oceny. Zapewne zawodzi też promocja po stronie miasta i pokazywanie korzyści, jakie mieszkańcy mają z Budżetu Obywatelskiego. Obojętne też nie są wpadki, takie jak ta z placem zabaw w Dolince Służewieckiej.
Nie zgadzam się jednak ze stwierdzeniami, że Budżet Obywatelski jest do wyrzucenia. Widać zresztą, jaką radość może wywołać zwycięski projekt nawet wśród społeczników, którzy mają poglądy inne niż “lewicowi fanatycy” których z zapałem godnym inkwizytora tropi radny Kobyliński 😉
Polecam wszystkim podejście pani Doroty do Budżetu Obywatelskiego. Zamiast płakać, bojkotować i szczuć lepiej zgłaszać własne projekty i mobilizować sąsiadów do głosowania.
“Gdyby ktoś zapytał mieszkańców, czy życzą sobie mieć wybetonowany plac bez funkcji komunikacyjnej, zapewne parsknęliby śmiechem. Mieszkańcy są jednak od dawna solą w oku i wrzodem na dupie koalicji samorządowo-aktywistycznej. Liczą się wyłącznie turyści. Turyści przynoszą hajs, mieszkańcy przynoszą kłopoty. Do miasta masz przyjechać, zachwycić się, wydać pieniądze i wyjechać.”
Nie da się ukryć, że tzw. Plac Pięciu Rogów jest potężnym rozczarowaniem. Pisali o nim przedstawiciele bodaj wszystkich ruchów miejskich w Warszawie – wśród społeczników plac wzbudził ogromne emocje. Emocje w większości negatywne, czego Grabowski zdaje się zupełnie nie zauważać. Zamiast tego buduje dość zabawną wizję ukrytej koalicji samorządowo-ruchomiejskiej, która chce rugować mieszkańców Warszawy z ich domów. Dla każdego znającego historię zaangażowania organizacji takich jak Miasto Jest Nasze w walkę z dziką reprywatyzacją musi to być wyjątkowo zabawna lektura.
Bardziej jednak rozśmiesza mnie pisanie o tym, że mieszkańcy “nie chcieli mieć placu bez funkcji komunikacyjnej” i że ta “funkcja komunikacyjna” jest podstawowym oczekiwaniem mieszkańców. Żeby “dało się żyć, czyli dojechać i zaparkować” w nieśmiertelnych słowach Małgorzaty Mikulskiej-Rembek.
Tymczasem oczekiwania mieszkańców Śródmieścia wydają się być dokładnie odwrotne. Skomunikowani ze światem są przecież wyśmienicie, a najbardziej prestiżowe (i nadal zamieszkane) osiedla to Stare Miasto i Nowe Miasto, oba znane z minimalnego ruchu oraz nadal dość restrykcyjnego podejścia do ciszy nocnej (chwała mieszkańcom za to).
Powody są wielorakie, wśród nich hałas, syf, rugowanie ze Śródmieścia szkół, sklepów i usług, szalone ceny nieruchomości, drożyzna w pozostałych sklepach i podporządkowanie dzielnicy funkcji rozrywkowo-parkingowej.
Mógłbym tu przytoczyć całą listę bitew, które toczyli chociażby członkowie MJN w sprawie wymierającego Śródmieścia (mapa reprywatyzacji, gimnazjum na Twardej etc.), ale po co, skoro Grabowski wie swoje o samorządowo-ruchomiejskowym spisku?
Tymona sen o Warszawie
“W latach 90. Warszawa, a właściwie jej centrum, było miastem-bazarem i na swój sposób było to wspaniałe, ponieważ w tym chaosie, w tych szczękach i stolikach turystycznych tętniło prawdziwe życie. Obecnie jest miastem-hotelem, a będzie nim jeszcze bardziej, bo w takim kierunku idzie i prezydent Rafał, i udający-że-go-krytykują aktywiści, którzy tak naprawdę wszystko to popierają i inspirują”.
Pisze Grabowski, wywołując co najwyżej uśmiech politowania. Dlaczego?
Bo to na przełomie lat 80. i 90. zaczęła się wielka ucieczka ze Śródmieścia. Miasto-bazar być może wyglądało dobrze we wspomnieniach Tymona, ale w praktyce było przyczynkiem do odpływu mieszkańców z centrum. W latach 90. Nowy Świat był mordownią w której mieszkania można było wynająć za grosze (przyjaciel tak właśnie zaczął swoją przygodę ze stolicą po przeprowadzce z Kielc). W latach 90. klasa średnia masowo uciekała z centrum na Bemowo albo do domków na przedmieściach.
W latach 90. zaczęło się wszystko to, o czym Tymon pisze jako o świeżej winie ruchów miejskich i Rafała Trzaskowskiego. Coś o tym wiem – moja rodzina też wtedy ze Śródmieścia czmychnęła, i to wcale nie z jego “turystycznej” części. Po prostu wtedy była taka moda, bo centrum Warszawy było brudne, pełne reklam, samochodów, hałasu i bazarowego syfu. Nie dało się po nim chodzić przez zaparkowane wszędzie samochody, za to z opowieści rodziny i przyjaciół wynika, że można było tam bez problemu dostać w ryj. Dziwne, że o tym Grabowski już nie pamięta.
Tymczasem nowy system oferował nowy model życia – centra handlowe zamiast syfiastych bazarów i komfortową suburbanizację opartą o minimum dwa auta w rodzinie, wygodny dojazd (jeszcze) w miarę pustymi ulicami. Ulicami, które oczywiście już w połowie lat 90. zrobiły się zatłoczone ponad wszelką miarę, ale któż mógł to wtedy przewidzieć?
MJN pisał o tym już 10 lat temu
Ten proces można było zatrzymać. Ruchy miejskie – przede wszystkim Miasto Jest Nasze – apelowały o to wielokrotnie, uczestnicząc też w akcjach broniących szkół, parków i zwykłych mieszkańców. Sam napisałem licencjat dotyczący przebudowy placu Grzybowskiego i konsultacji społecznych w tej sprawie. W skrócie – miasto wyrzuciło do kosza większość oczekiwań mieszkańców (chcieli mieć spokojną, zieloną przestrzeń, nie wymagającą kosztownej przebudowy) aby zrobić z placu reprezentacyjno-betonowo-parkingowe zaplecze dla właścicieli okolicznych wieżowców.
Proces ten można było zatrzymać, ale władze miasta po prostu tego nie chciały i miały „w głębokim poważaniu” apele mieszkańców (w tym członków ruchów miejskich). Było tak niezależnie od opcji politycznej. Osobiście nazywam to fetyszem modernizacji. Fetysz ten obecny jest zarówno po prawej jak i po lewej stronie sceny politycznej, a jedyną różnicą w tej kwestii między Trzaskowskim a Jakim jest to, że ten pierwszy mówi, że troszczy się o pieszych i rowerzystów, a ten drugi mówił, że troszczyłby się o kierowców.
Nie mam wątpliwości, że niezależnie od tego, czy rządziłoby PiS czy PO dobro mieszkańców Śródmieścia byłoby gdzieś na końcu listy priorytetów, a najważniejsze byłyby duże i spektakularne inwestycje, którymi można się chwalić przed kamerami i dalsze betonowanie miasta. Za Trzaskowskiego jest to Plac Pierogów, dla Jakiego byłby to Plac Kaczyńskiego. Pozostali kandydaci zostali skutecznie obrzydzeni przez mainstreamowe media, więc niestety nawet nie ma co o nich wspominać.
Dlatego też dla większości społeczników których znam, Trzaskowski był mniejszym złem na drugą turę wyborów samorządowych (do której zresztą nie doszło, ponieważ wygrał w pierwszej). Mniejszym złem, ale nadal złem, ponieważ za jego kadencji o każdą zmianę na korzyść mieszkańców (w tym o wspomniane przez Grabowskiego połączenie rowerowe przez most Poniatowskiego) nadal trzeba walczyć latami. Jest to po prostu nieco bardziej uśmiechnięta i „woke” wersja Hanny Gronkiewicz-Waltz.
Podsumowując
Publicystykę Złomnika śledzę od lat i jestem pod wrażeniem jego ogromnej wiedzy w temacie motoryzacji. Widać też, że w gruncie rzeczy jest spoko gościem, nie zaczadzonym ideologią i traktującym środki transportu – cóż, jak środki transportu, a nie jako metodę przedłużenia penisa czy fundament światopoglądu.
Niestety, jest też (mikro)celebrytą, co znaczy, że od czasu do czasu musi zrobić wokół siebie szum, nabić klików i dzięki temu podbić trochę odsłon na stronie, sprzedać kilka książek więcej itd. Rozumiem – biznes to biznes. Obecnie żeby go podratować, musi trochę powalić w Trzaskowskiego (słusznie) i w ruchy miejskie (niesłusznie) żeby podnieść swoje notowania u co bardziej fanatycznych petrolheadów.
Szkoda tylko, że efekt tego zamieszania to tekst w najlepszym przypadku naiwny, a w najgorszym zwyczajnie głupi. Skutek jest tu pomylony z przyczyną, a nostalgia za latami 90. ze zdrowym rozsądkiem. A szkoda.
Czy w na Szamotach zaczynają się właśnie kombinacje z Planem Zagospodarowania? Wskazują na to wnioski o wydanie decyzji środowiskowych na budowę osiedli w miejscu działek przemysłowych i oświatowych. Mieszkańcy mają na nich niewiele do zyskania, za to sporo do stracenia.
Osiedle i szkoła zamiast usług i przemysłu
Pierwszy wniosek dotyczy wyburzenia żółtej Hali Tłoczni na rogu Gierdziejewskiego i Posagu 7 Panien i zastąpienie jej osiedlem i szkołą, które miałyby powstać w trybie tzw. Lex Deweloper. Zalety tego planu to uspokojenie ruchu (mniej TIRów dojeżdżających do magazynów lub innych obiektów przemysłowych), budowa szkoły, możliwość lepszego wykorzystania przystanku PKP Gołąbki, dobry wyjazd z osiedla na obwodnicę oraz partycypacja dewelopera w przebudowie dróg na podstawie art. 16 ustawy o drogach publicznych.
Wady tego planu to dodatkowe obciążenie komunikacyjne osiedla – biorąc pod uwagę rozmiar działki, byłoby to jedno z większych osiedli na Szamotach.
Osiedle zamiast widoku na szkołę i Eko Park
Drugi wniosek zakłada, że działka oświatowa przy osiedlu Ursus Centralny pójdzie w całości pod zabudowę mieszkaniową, także w trybie Lex Deweloper.
Wady? Dodatkowe obciążenie i tak mocno obłożonej stacji PKP Ursus, możliwe zablokowanie przebudowy Gierdziejewskiego i zwiększenia Eko Parku, dodatkowa zabudowa mieszkalna pod oknami osób, które kupowały mieszkania z myślą o sąsiedztwie szkoły.
Trudno mi znaleźć dobre strony tej inwestycji – nie znam warunków oferty, którą deweloper chce przedstawić miastu, ale poświęcanie działki oświatowej aby zbudować szkołę na innej działce brzmi jak fatalny interes dla dzielnicy. Z całą pewnością zyska na nim deweloper, który będzie mógł postawić nowe bloki w znakomitej lokalizacji.
Pytanie tylko, co będzie następne. Czy działki oświatowe przy Posagu 7 Panien i Taylora też czeka zabudowa? Co z przebudową Gierdziejewskiego? Co z rozbudową Eko Parku? Czy zapisy MPZP będą w ogóle respektowane? Póki co plany te budzą same wątpliwości i obawy.
Co ciekawe, na Targówku podobne osiedle procedowane w trybie Lex Deweloper jest poddane konsultacjom społecznym. Dlaczego w Ursusie jak zwykle ukrywa się postępowanie przed mieszkańcami?
Wysłałem wiadomość w sprawie obu osiedli do Biura Architektury i Planowania Przestrzennego i czekam na odpowiedź. Obawiam się, że kolejne zmiany w MPZP doprowadzą do chaosu przestrzennego i przeciążenia komunikacyjnego osiedla.
Szkoła i przedszkole na Hennela
Mamy już oferty w przetargu na szkołę przy Hennela. Nawet najtańsze (64 mln zł) przekraczają pierwotny kosztorys (51 mln zł), ale mieszczą się w kwocie wnioskowanej niedawno przez Zarząd Dzielnicy (ok. 66 mln zł). Z dzisiejszego artykułu w „Wyborczej” wynika, że miasto “dosypie” brakujące pieniądze i budowa w końcu się zacznie.
Jednak dopóki nie zostanie podpisana umowa, nic nie jest w sprawie szkoły pewne. Trzeba trzymać za nią mocno kciuki, inaczej panujący w okolicy kryzys edukacyjny tylko się pogłębi.
Sprawa z przedszkolem też nie wygląda super optymistycznie. Planowana data budowy to lata 2022-2024, ale nadal czekamy na ostateczną decyzję Prezydenta m.st. Warszawy w zakresie projektu zagospodarowania i projektu budynku. Żeby rozpisać przetarg, trzeba też wpisać dodatkowe koszty do Wieloletniej Prognozy Finansowej. Kiedy się to stanie? Nie wiem. Pewnie najprędzej po wakacjach.
Szkoła na Skoroszach
Zaczęły się prace przygotowawcze pod budowę szkoły, żłobka i placu miejskiego na Skoroszach. Placówki mają powstać na działkach w trójkącie między al. 4 Czerwca 1989 roku, ul. Dzieci Warszawy i ul. Ryżową.
Póki co mają powstać projekt budowlany i wykonawczy. Potem dzielnica wystąpi o pozwolenie na budowę, a jeżeli tym razem wszystko pójdzie zgodnie z planem, to po 2023 roku zacznie się budowa.
Remont ul. Walerego Sławka
Ulica Walerego Sławka będzie frezowana i remontowana. Remont będzie nieco bogatszy niż niedawny remont ratunkowy ul. Gierdziejewskiego. Jak podaje Zarząd Dróg Miejskich:
“Najwięcej zmian zajdzie na ul. W. Sławka. Odnowimy ją na odcinku od ul. K. Pużaka do ul. Dzieci Warszawy. Katalizatorem zmian będzie remont nawierzchni, która dziś jest całkowicie wyeksploatowana i w wielu miejscach pozapadana. Przyczynił się do tego sposób asfaltowania tej ulicy jeszcze w poprzednim ustroju kraju – budowniczowie z czasów PRL-u ułożyli asfalt bezpośrednio na trylince. Konieczne jest więc nie tylko sfrezowanie dotychczasowej nawierzchni, ale również rozebranie ulokowanych pod spodem sześciokątnych płyt betonowych. Podbudowa zostanie wykonana od nowa do głębokości ok. 55 cm i będzie zgodna z obowiązującymi obecnie standardami.
Wstawimy również nowe krawężniki. Uporządkujemy parking nieopodal północno-zachodniego narożnika ulic W. Sławka i B. Wapowskiego. Teraz kierowcy dojeżdżają tam do samego chodnika, czasami „zabierając” miejsce przechodniom. Uniemożliwimy to, tworząc pas zieleni. Po stronie zachodniej wymienimy chodnik tam, gdzie jesienią 2018 r. nie został wyremontowany – nowe płyty chodnikowe o wymiarach 50 x 50 cm położymy od ul. B. Wapowskiego do ul. Bohaterów Warszawy i od wjazdu pod sklep Warus do ul. Dzieci Warszawy”.
Prace mają trwać całe wakacje.
Petycja w sprawie przebudowy ul. Gierdziejewskiego
Przypominam o petycji w sprawie przebudowy ul. Gierdziejewskiego! Wnosimy o uspokojenie ruchu na skrzyżowaniu z Posagiem 7 Panien i Czerwoną Drogą (sygnalizacja świetlna lub rondo), wprowadzenie parkowania równoległego, budowę azyli dla pieszych i pasów do skrętu tam gdzie to możliwe.
Póki co udało się wywalczyć remont ulicy i doświetlenie przejść dla pieszych. Pora iść za ciosem!
Na Posagu 7 Panien niedawno zaczęto wycinać szyny, uzupełniać braki w asfalcie, wymieniono latarnie na ledowe oprawy SAVA, uzupełniono chodniki oraz nasadzenia roślin przy inwestycji ATAL. Kolejnym etapem ma być remont ratunkowy ulicy wraz z wycięciem resztek torów kolejowych. Na docelową przebudowę poczekamy do końca 2023 roku.
Brak zamknięcia linii średnicowej podczas remontu
Dobre wieści z PKP PLK. Prezes spółki Ireneusz Merchel zapowiedział, że wbrew plotkom nie będzie całkowitego zamknięcia linii średnicowej na czas remontu. Ruch ma być utrzymany przynajmniej na połowie torów. Oznaczać to będzie o połowę mniej pociągów do Śródmieścia, ale nie całkowite wstrzymanie ruchu i zatrzymywanie się pociągów najdalej na Warszawie Głównej i Zachodniej.
Brak remontu PKP Ursus Północny
Jak poinformowała radna Anna Lewandowska, PKP póki co nie przebuduje przystanku Ursus Północny. Zgłoszenie do programu budowy i modernizacji przystanków kolejowych nastąpiło po terminie i nie zostało wzięte pod uwagę. Może uda się to zmienić w przyszłości. Zobaczymy.
Budżet Obywatelski 2023 – zagłosuj na projekty z Ursusa!
Na koniec gorąca prośba. W czwartek ostatni dzień głosowania w Budżecie Obywatelskim. Głosowanie zajmuje kilka minut, a daje realne korzyści mieszkańcom Warszawy. Jeżeli jeszcze nie zagłosowałeś, możesz skorzystać z mojej ściągi.
Projekty Dzielnicowe (Ursus):
🚧 INFRASTRUKTURA 🧱
👉 ZWOLNIJ na Gierdziejewskiego– Tablica wyświetlająca prędkość na zjeździe z wiaduktu na Gierdziejewskiego może choć trochę poprawić fatalny poziom bezpieczeństwa na ulicy, zwłaszcza po remoncie nawierzchni.
👉 Chodnik na ul. Kościuszki– Projekt p. radnej Anny Lewandowskiej – drogi ale bez wątpienia potrzebny, biorąc pod uwagę centralną lokalizację ulicy.
👉Oszklona makieta 3D ZM Ursus – Skoro upamiętnienie Zakładów Mechanicznych w terenie nie wyszło, może uda się pokazać ich ogrom i zasięg dzięki makiecie 3D umieszczonej w DK Portiernia?
👉 Zlot zabytkowych traktorów – pomysł na zorganizowanie zlotu zabytkowych Ursusów na dni Ursusa wydaje się być kapitalnym pomysłem dla miłośników dawnej techniki. Zwłaszcza pod nieobecność lokalnego muzeum.
🌳 ZIELEŃ I ZWIERZAKI 🐸
👉 Ptasi Przyjaciele – Domki, Karmniki i Poidełka – każdy pro-ptasi projekt ma ciepłe miejsce w moim serduszku – ptaki pomagają nam w walce z komarami i coraz gorzej znoszą długie, gorące lata.
👉 Edukacja Ekologiczna dla dzieci w Ursusie – projekt mojego autorstwa zakładający zajęcia plenerowe dla dzieci ze szkół w Ursusie w trakcie których poznają jak sadzić rozmaite rośliny w dzielnicowych parkach.
👉 Drzewa na Skoroszach – dosadzenie 20 drzew na najbardziej bezdrzewnym osiedlu dzielnicy. Tani i korzystny dla mieszkańców projekt.
🌳 Mikrolasy dla całej Warszawy – Projekt złożony przez członków Porozumienia Dla Pragi zakładający stworzenie lasów kieszonkowych w całym mieście.
🌳 2050 drzew dla Warszawy – Choć projekt zawiera w tytule (krypto)reklamę pewnej partii, jest bardzo sensowny – drzew w mieście nigdy mało 🙂
🌳 Zielona Radzymińska – Mieszkając przez kilka lat w okolicach ul. Radzymińskiej zobaczyłem na własne oczy, jak wielu zmian potrzebuje. Pomóżmy sąsiadom z Pragi i Targówka ucywilizować tę ulicę!
🚴 Asfaltowe drogi dla rowerów – jako, że miasto opornie podchodzi do rozwoju infrastruktury rowerowej bez jednoczesnego prowadzenia inwestycji drogowych czy tramwajowych, proponuję wesprzeć oddolne asfaltowanie DDR w całym mieście.
🦽 800 ławek dla Warszawy – Po latach wojny przeciwko ławkom prowadzonej przez władze dzielnic, warto ponownie dać przysiąść osobom starszym, kobietom w ciąży czy osobom z ograniczeniami w poruszaniu się.
🦽 Pochylnie dla osób z niepełnosprawnością ruchową – Dzielnice potrafią (niestety) zaniedbywać temat pochylni dla osób niepełnosprawnych i dostępności w ogóle. Przodują w tym zwłaszcza ZGN-y. Warto im pomóc i pchnąć ten temat do przodu!
P.S. Jest jeszcze jeden temat, poruszony wcześniej na moim profilu na Facebooku.
Przebudowa placu Czerwca 1976 roku
Jak wynika z odpowiedzi uzyskanych w Urzędzie Dzielnicy, w 2023 roku czeka nas częściowa przebudowa placu Czerwca 1976 roku.
Co się zmieni?
👉 Ulica Hennela zyska połączenie dwukierunkowe z ul. Traktorzystów z sygnalizacją świetlną i wydzielonymi pasami do skrętu.
👉 Wlot z ul. Traktorzystów na plac Czerwca będzie jednokierunkowy – będą mogły z niego korzystać zarówno auta indywidualne jak i autobusy oraz rowery.
👉 Wyjazd z placu Czerwca będzie poprowadzony ul. Hennela oraz ul. Szamoty.
👉 Ulica Dyrekcyjna zostanie zaślepiona – nie będzie możliwości wyjechania z niej w ul. Hennela.
👉 Wytyczona będzie przewidziana w planie miejscowym dwukierunkowa droga dla rowerów wzdłuż ul. Traktorzystów.
👉 Przebudowane zostaną chodniki przy ul. Traktorzystów i części placu Czerwca.
👉 Na odcinku wzdłuż ul. Hennela i placu Czerwca posadzone zostaną nowe drzewa.
👉 Zmiany obejmą tereny w bezpośredniej bliskości pl. Czerwca 1976 roku zaznaczone na mapie czerwonymi liniami.
Przebudowa zostanie sfinansowana ze środków deweloperów UDI TAU i Unidevelopment.
Czego zabraknie?
Dodatkowej zieleni na miejscach wyłączonych z ruchu oraz na parkingu przed Urzędem Dzielnicy. Na takie zmiany będziemy musieli niestety poczekać – planowana przebudowa ma mocno ograniczony zasięg.
Na Hennela jak na lekarstwo będzie też przejść dla pieszych – ale według p. Cesarka z Wydziału Infrastruktury i Remontów to jeszcze może ulec zmianie, ponieważ dzielnica zgłosiła swoje poprawki do projektu organizacji ruchu i czeka na akceptację Biura Zarządzania Ruchem Drogowym.