Z okazji 30-lecia Metra Warszawskiego wszyscy rozpisują się o tym, jak metro zmieniło Warszawę. Słusznie, bo bez wątpienia tak się stało – metro przewozi szybko i wygodnie mnóstwo pasażerów, zmienia okolicę, a w niektórych miejscach wręcz tworzy miasto “z niczego” (patrz Kabaty, Chrzanów).
Ktoś jednak musi pełnić rolę Smerfa Marudy, który wytknie metru wszystkie stracone szanse ostatnich 30 lat. Będę to ja.
Także szanowni Państwo, zapraszam na wycieczkę śladami wszystkiego, co w naszym metrze poszło nie tak.
Węzły przesiadkowe
Nadal nie umiemy ich budować, a metro nie jest wyjątkiem. Metro Wilanowska jest pod tym względem słabe, przesiadka z Metra Centrum do Warszawy Śródmieście jest fatalna. Przesiadki z M1 do M2 to tragedia, a poprowadzenie “głównej trasy przesiadkowej” po antresoli na której trzeba dwa razy przechodzić przez bramki to ponury żart. Nowa przesiadka z Metra Szwedzka do PKP Targówek to również – niestety – porażka.

Na tle tej beznadziei dobrze wypadają Młociny, Młynów oraz Stadion – choć też jest się do czego przyczepić.
Budowanie “żeby było łatwiej”
Najważniejszym przykładem tego podejścia jest oczywiście Rondo Daszyńskiego, gdzie zrezygnowano z budowy przejść podziemnych pod rondem żeby nie trzeba było za bardzo rozkopywać Towarowej. Efekty widzimy po dziś dzień w godzinach szczytu, gdy skrzyżowanie pokonują ogromne tłumy ludzi, którzy chwilę po przejściu przez 8 pasów jezdni oraz tory tramwajowe schodzą do podziemi.

Na szczęście po tej wpadce urzędników uczulono na niedasie i już na Bemowie udało się podobnej wtopy uniknąć. Podobnie z sadzeniem drzew – już nikt nie robił takich problemów jak swego czasu HGW na Świętokrzyskiej, gdzie nie dało się posadzić drzew przez instalacje podziemne.
Tak teraz wyglądają te drzewa, co ich niedasie posadzić:

Stacje plac Konstytucji i Muranów
Szkoda, że zrezygnowano z ich budowy, bo teraz pewnie nigdy nie powstaną. Tymczasem niezależnie od jęków mieszkańców Młocin czy Ursynowa te stacje są potrzebne, bo transport szynowy w centrum powinien mieć przystanki rozmieszczone gęściej niż na peryferiach. Tymczasem zarówno odległość między Centrum a Politechniką jak i Placem Bankowym i Dworcem Gdańskim należą do najdłuższych na całej linii.

Stracony potencjał części stacji
To bolączka głównie drugiej linii metra, na pierwszej wydaje się, że wszystkie stacje są dość solidnie obłożone. Niemniej jednak na M2 jest ich po prostu dużo. Zaczynając od praskiego końca – zawijas na Bródno niepotrzebnie wydłuża czas dojazdu, przez co koniec nie jest wykorzystany optymalnie.
Zacisze będzie wiecznie stacją pustą, zlokalizowaną wśród domków. Szwedzka jest odwrócona od starej zabudowy Pragi i czeka na nowe osiedle na miejscu zajezdni Stalowa (które póki co nadal jest w odległych planach). Stadion Narodowy również jest odsunięty od starej zabudowy i obsługuje Port Praski oraz błonia stadionu – oba puste i niezabudowane.

Na koniec pozostaje Karolin, czyli stacja wśród marketów, pól i zabudowy jednorodzinnej (to ma się zmienić gdy w życie wejdzie Plan Ogólny a potem zmieni się MPZP dla Chrzanowa, ale poczekamy na to lekką ręką dekadę), która ma obsługiwać podróżnych z okolic Ożarowa Mazowieckiego, tylko niestety nie będzie przy niej dużej pętli ani centrum przesiadkowego. Tzn. może kiedyś będą, ale nie teraz.

Planowana linia M3
Pisano o tym już setki razy, także nie będę się więcej na ten temat rozpisywał. Po prostu linia M3 w przebiegu pt. “wąs gocławski” będzie najbardziej pustą i niewykorzystaną linią metra w Warszawie, do której ZTM będzie dopychał pasażerów tnąc połączenia na powierzchni.

Wszystko przez fatalny projekt stacji Warszawa Stadion, który wymusza w tym miejscu przesiadki (w wielu miastach takie stacje pozwalają na przeplot pociągów – raz jadą w stronę jednego krańca, raz w stronę drugiego) oraz jazdę na okrętkę, z dwoma zakrętami (pociągi muszą na nich zwolnić) w rezultacie czego jazda z Gocławia do centrum może się okazać dłuższa od podróży autobusem na tej samej trasie, za to z przesiadką i po wydaniu kilku miliardów złotych.
Brak zmian na Pradze i Górczewskiej
Jedną z niesamowitych cech metra jest to, że oprócz zapewniania efektywnego środka transportu, zmienia też okolicę na powierzchni. Widać to na Świętokrzyskiej, na Targówku Mieszkaniowym, na Woli.

Zieleń, parki, odnowione ulice. Naprawdę robi to ogromne, bardzo pozytywne wrażenie.

Tymczasem na Pradze zmiany przespano. Targowa dostała lekki lifting, nie udało się nawet poprowadzić wzdłuż niej nieprzerwanej drogi dla rowerów. Podwórko przy Cyryla i Metodego zniszczono i nie odnowiono, choć metro było skłonne wykonywać takie prace wszędzie, gdzie się pojawiło. Szwedzka do tej pory wygląda na jedną z bardziej zaniedbanych ulic miasta. Wszystkie te zmiany, które wypaliły na Targówku, na Pradze zostały po prostu przespane.

Na Woli i Bemowie z kolei szeroka koalicja wywalczyła brak zmian na Górczewskiej, która do tej pory pozostaje jedną z najbardziej nieprzyjaznych przelotowych arterii w Warszawie, na której drogowcy forsowali rozwiązania o które mieszkańcy nawet nie występowali (jak np. drogę serwisową w okolicy stacji Księcia Janusza, gdzie mieszkańcom zabytkowego domu wycięto spod domu zieleń, wyłożono kostką a obecnie odmawia się interwencji straży miejskiej do zastawionej bramy, bo przecież to droga wewnętrzna).

Wystarczy jednak przekroczyć al. Prymasa Tysiąclecia i nagle Górczewska zmienia się w uporządkowaną, piękną miejską aleję.

Obietnice zamiast konkretów
Niestety, obecnie plan budowy metra w Warszawie działa trochę tak jak godnościowe autostrady PiSu. Dla niezorientowanych – ściana wschodnia w Polsce, czyli województwa przy granicy z Litwą, Białorusią, Ukrainą – wymiera w zasadzie od początku transformacji ustrojowej.
Wymierała za SLD, za PO, za PiS. Ale PiS wpadł na chytry pomysł, że wybuduje się tam godnościowe autostrady typu Via Carpathia, po których nikt nie będzie za bardzo jeździł i będzie mówił, że w ten sposób przywraca godność prowincji.

Co prawda zbyt wielu tych autostrad nie wybudowano, a reszta inwestycji leżała tak jak wcześniej, no ale godność została odzyskana. Ten zabieg zresztą idealnie na wyborców zadziałał, ponieważ krytykowanie tych autostrad spotyka się w internecie z ogromnym wyciem i rozdzieraniem szat.

Wracając do metra – tutaj partia rządząca w Warszawie może np. obiecać mieszkańcom osiedla Ruda, że będą mieli stację pośrodku osiedla (linia M4) i dzięki temu można ostatecznie odpuścić planowanie tramwaju na Gwiaździstą.
Co prawda stacja metra powstanie najwcześniej w latach 40., z pętli Marymont-Potok do pętli Gwiaździsta są raptem 2 km i byłby to koszt o rząd wielkości mniejszy od metra, ale kogo to obchodzi. Obietnica jest.
Mam wrażenie, że podobnie jest z metrem do Ursusa, Siekierki, Gocławek, Wiktoryn. Można odpuścić sobie planowanie jakichkolwiek realnych rozwiązań teraz, bo kiedyś będzie metro. Być może. Mamy taką nadzieję.
A wy? Macie jakieś zarzuty wobec Metra Warszawskiego (poza tym, że zbyt wolno powstaje)?