Kategorie
Różności

Skoro z finansami miasta jest tak źle, to dlaczego jest tak dobrze?

Udostępnij

W Wyborczej ukazał się ostatnio tekst red. Wojtczuka pt. “Miała być zapaść, a za pięć dwunasta Warszawa dostała dodatkowe pieniądze. Skąd się wzięło kilka miliardów w budżecie?”

Jak wynika z artykułu, podczas gdy Warszawa przygotowywała się na 2 mld 795 mln zł nowych kredytów żeby związać koniec z końcem, tymczasem rok 2024 zakończył się nadwyżką budżetową w wysokości 806 mln zł.

Krótko mówiąc, władze miasta pomyliły się w planowaniu przychodów i wydatków “zaledwie” o koszt obecnie budowanego odcinka II linii metra (wraz z taborem) oraz połowę tramwaju na Wilanów (łącznie 3 mld 500 mln zł).

To nie jest pierwszy raz. Na początku 2024 roku ta sama “Wyborcza” pisała o tym, że miasto nieoczekiwanie znalazło 1,5 mld złotych w budżecie za 2023 rok. Po raz kolejny, nie są to pieniądze które wydaje się na bazarku na śliwki, ale +/- cały budżet miasta wielkości Radomia.

Tymczasem za katastrofalnymi prognozami budżetowymi idą realne działania. Od władz miasta na każdym kroku słyszymy “niedasie”. Nie da się przejmować terenów zielonych od wspólnot, bo koszty. Nie da się remontować dróg, bo koszty. Nie da się zorganizować więcej kursów, bo koszty. Nie da się częściej sprzątać, bo koszty. Niedasie, niedasie, niedasie. 

Niedasie dotyczą również bezpieczeństwa, bo miasto żeby zepchnąć jak najwięcej kosztów na podmioty trzecie broni się rękami i nogami przed urządzaniem zmian na ulicach, bo przecież np. miejsca postojowe można wyznaczyć na swoim terenie. Wspólnoty i spółdzielnie zatem wyznaczają miejsca na swoim terenie, z dojazdem po chodniku, albo wycinając pod ten cel drzewa. Na papierze wszystko jest zgodne ze strategiami – na terenie należącym do miasta zieleni nie ubyło, na terenie miasta nie przybyło parkingów. A to, że okolica stała się per saldo mniej zielona i bardziej rozjeżdżona – to już nic nie znaczący detal.

Bo celem nigdy nie były zieleń ani bezpieczeństwo, tylko oszczędzanie pieniędzy.

Podsumowując – naprawdę chciałbym wiedzieć na co szykuje Warszawę pani skarbnik Krajewska (a wcześniej pan skarbnik Czekaj).

Na wojnę? Na apokalipsę? 

Przecież w planach jest również zaciągnięcie hamulca inwestycyjnego w celu oddłużenia stolicy. 

Co prawda Warszawa pod względem zadłużenia (34 proc. długu do dochodów) jest jednym z najzdrowszych samorządów w Polsce (z dużych miast w lepszej kondycji jest tylko Olsztyn z 27 proc.), ale pani skarbnik i tak planuje, że w kolejnej dekadzie inwestycje znacząco wyhamują, a na przełomie 2028 i 2029 roku spadną do poziomu zaledwie 853 mln złotych, osiągając poziom, którego stolica nie widziała od kryzysowych lat 90. W takiej sytuacji można zapomnieć zarówno o małych, ale potrzebnych inwestycjach (jak udrożnienie skrzyżowania Traktorzystów z al. 4 Czerwca) jak i tych dużych, obiecywanych od lat (obwodnica Pragi).

Być może chodzi o przygotowanie stolicy na kolejną kadencję PiS, która szybciutko przekieruje środki na rozwój stolicy na projekty budowy autostrad pomiędzy pustawymi wsiami ściany wschodniej? Nie wiem. Ale jeżeli tak, to warszawskiej platformie polecam skupienie się na tym, jak te wybory wygrać, a nie na tym jak ciułać drobniaki na wywozie śmieci czy dostępie mieszkańców do zieleni miejskiej.